W wydawnictwie "Czas"


Andrzej Niewinny Dobrowolski

Jak nas widzą?

Czy istnieje zdanie bardziej zachęcające do zapoznania się z treścią następującej po nim historii niż: "A wiecie, co o was powiedział...?"

Podobnie ma się z książką Kjella Albina Abrahamsona pod prosto, a jakże trafnie sparafrazowanym tytułem: Polska, diament w popiele. Dowiadujemy się z niej, co pewien Szwed opowiedział swoim rodakom o nas, Polakach. A że zna nas, jak mało kto, to, co mówi, rzeczywiście jest wielce interesujące. Niewykluczone, że interesuje nawet bardziej nas, będących podmiotem opowiadania, niż samych adresatów, którym autor książki zarzuca przede wszystkim brak zainteresowania nami, czyli sąsiadami zza miedzy. Morskiej wprawdzie, ale jednak miedzy.

Wiadomości o nas czerpie autor, można powiedzieć, z pierwszej ręki: Z wykształcenia slawista, z zamiłowania mąż Polki, z zawodu korespondent zagraniczny, mieszkający wiele lat w Warszawie, pisze o niej między innymi tak: "Mimo naszych kłótni wciąż tutaj wracam. Warszawa i ja jesteśmy jak stare małżeństwo. Czasami daleko od siebie, ale... co tam gadać, musisz to przecież czuć, Warszawo. Musisz czuć, że cię kocham."

To, że Kjell Albin rzeczywiście kocha Warszawę, czuje się na każdej stronicy książki. Czy kocha mieszkających w niej ludzi? Hm... nie chciałbym wypowiadać się w imieniu autora w kwestii tak intymnej, ale na pewno broni nas, jak może, obalając wiele wyświechtanych od częstego używania przesądów obowiązujących od Ystad po Kirunę. Robi to w sposób skuteczny i jedyny z możliwych: poprzez wyjaśnianie przyczyn, związków i motywów, jakie kierują naszymi zachowaniami, w szczególności zaś tymi, które nie zawsze wzbudzają wyłącznie zachwyt u nie znających nas z bliska obcokrajowców. Dlatego w książce wiele miejsca poświęca się historii, ze szczególnym uwzględnieniem wątków łączących losy obu naszych narodów.

Jako korespondent Szwedzkiego Radia w Polsce miał Kjell Albin Abrahamson nieograniczone możliwości spotykania wielu znaczących osób ze świata polityki, sztuki, nauki. Z tych spotkań i rozmów wyciąga wnioski, które są o tyle rzadkie, że wypowiada je człowiek wolny od potrzeby angażowania się po którejkolwiek ze stron.

Nasza tolerancja dla odmiennych zwyczajów słowiańskiej braci może być ogromna, ale całkowicie obojętny wobec niej Skandynaw musi widzieć tę współplemienną rzeczywistość nieco inaczej. I widzi. A widząc, dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami. Oczywiście możemy mieć do nich stosunek dokładnie taki, jaki mamy dotychczas do zimnych Szwedów, głupich ruskich czy kłótliwych jugoli, ale jeśli komuś przyszłoby na myśl pofatygować się nieco i spojrzeć na nasze sąsiedzkie porządki oczyma cudzoziemca, niewykluczone, że nie ograniczy swoich horyzontów.

Książka pełna jest anegdot, humoru i dowcipu, który jednak zawsze czemuś służy.

W filmie biograficznym o autorze książki zrealizowanym przez telewizję polską Kjell Albin powiedział: "Jestem w stu dziesięciu procentach Szwedem, ale chętniej chciałbym być Polakiem." Wprawdzie transplantacji duszy jeszcze się nie dokonuje, lecz honorowe obywatelstwo na pewno mu się należy. Osobiście nie słyszałem o Polaku, który by dla sprawy polskiej w Szwecji zrobił więcej, niż studziesięcioprocentowy Szwed, Kjell Albin Abrahamson. A książkę wszystkim, nawet leniwym, bardzo i serdecznie polecam.

Nasz Czas 30/2003 (619)