Naczelny ma głos


Imiona naszych małych ojczyzn

Wielu z Czytelników jeszcze na pewno pamięta głośny szum wokół nazwy ulicy w Suderwie - czy ma być tylko Viniaus czy również Wileńska - odebrany jako tani propagandowy chwyt działaczy Akcji Wyborczej. Czas wykazał, że tak było naprawdę i służyło jedynie odwracaniu uwagi od problemów bardziej ważnych w rejonie wileńskim przy bezczynności tamtejszych działaczy i coraz głębszym ich korumpowaniu się. Tym bardziej, że do historii i naszych dokumentów, trafiają nazwy miejscowości, a nie ulic. Warto więc przede wszystkim dyskutować o nazewnictwie naszych osiedli, wiosek i zaścianków dziś, w dobie ustawiania kolejnych znaków europejskich, sprzyjającej dalszemu zacieraniu się w ludzkiej pamięci wielu historycznych, dźwięcznych nazw miejsc naszego zamieszkania.

Automatyczna zmiana w latach sześćdziesiątych wszystkich nazw miejscowości z polsko brzmiących na litewsko brzmiące decyzją Rady Najwyższej Litewskiej SRR nikomu na dobre nie wyszła. Najbardziej straciła na tym nasza historyczna pamięć, historia Ziemi Wileńskiej, a znaczy i historia Litwy. Nie mówiąc o problemach odnajdywania tej czy innej miejscowości znaczącej się w dokumentach XIX wieku i I połowie XX , zmiany nazwy której dokonał bezmyślnie sowiecki urzędnik.

Dla przykładu weźmy wieś Koniuchy, których na Ziemi Wileńskiej jest ze cztery, a o jednej z nich - solecznickich Koniuchach - jest dziś szczególnie głośno w związku ze zbliżającą się 60. rocznicą wymordowania jej mieszkańców przez sowiecką partyzantkę. Jak niedwuznacznie wynika z historycznej nazwy, aktualnej przez ponad dwieście lat, były to posiadłości urzędników tytularnych - koniuszych, których miała Litwa i Korona. Dziś zmienione imiona tych wiosek na "Kaniukai" nie przystają do żadnego z języków - ani litewskiego, ani polskiego.

Jak sięga ludzka pamięć, w rejonie wileńskim w gminie ławaryskiej była wieś Rubionka, a w rejonie solecznickim w gminie turgielskiej wieś Pasieki. Dziś obie nie wiedząc czemu noszą identyczną nazwę "Skinimai", a nie pozbawieni humoru mieszkający tam w absolutnej większości Polacy, dodają jeszcze swoje "tki", pozwalając jeszcze raz uzmysłowić całkowity bezsens takiego sposobu utrwalania nowego nazewnictwa.

Nazwa dzisiejszego osiedla "Arvidai"w rejonie wileńskim, nadana równie bezmyślnie, też znacznie utrudni badaczom naszej historii odszukanie więzi między byłymi i obecnymi czasy. W XIX w. na początku XX miejscowość ta wraz z gospodarstwem rybnym nosiła nazwę Bezdanajcie, a sąsiednia - Bezdanolesie.

Kupując na początku lat dwudziestych tę posiadłość przyszły premier Polski Kościałkowski Marian, Zyndrom (1892 - 1946), noszący legionowy przydomek Jerzy Orwid, nazwał ją Orwidów. Skąd się więc wzięło powyższe nielogiczne i niezrozumiałe "Arvidai" - chyba nikt, oprócz tego, kto to wymyślał - dziś już nie odpowie. Tym bardziej, że imię tego literackiego bohatera czy to w języku polskim czy to w języku litewskim rozpoczyna się literą "O".

Nie powiodło się również ze zmianą nazwy podbujwidzkim Ochotnikom, które "przechrzczono" na niezrozumiałe w żadnym języku Akuotininkai. Jeden z jej mieszkańców próbował to nawet wymówić, ale dostał skrętu języka i milczy do dziś...

I takich miejscowości, wiosek i zaścianków, którym bezmyślnie zmieniono do niepoznania nazwy są na ziemi wileńskiej setki.

Wobec przystępowania naszego kraju do UE trzeba więc rozpocząć dyskusję, aby nareszcie uporządkować nazewnictwo na Ziemi Wileńskiej, przekreślając narzucony w czasach sowieckich bez składu, ładu i zasad system zmiany nazw miejscowości. Na pewno więc warto rozglądnąć się za wzorcami europejskimi. A takim między innymi może być region Republiki Federalnej Niemiec historycznie zamieszkały przez Łużyckich Serbów, gdzie oficjalnej nazwie wszystkich miejscowości w języku niemieckim towarzyszy nazwa lokalna w języku serbskim.

Powinny tym się na pewno zająć samorządy, którym te funkcje przypisuje Ustawa o samorządach, jak też lokalne organizacje społeczne, o ile takie jednak powstaną wbrew wyraźnym tendencjom wyhamowywania wszelkich inicjatyw społecznych. Bo to one właśnie mogłyby się zająć doszukiwaniem się historycznych korzeni nazewnictwa swoich małych ojczyzn.

Nieustannie apelując o dbałość, o zachowanie historycznych zabytków, o sięganie do głębszych i czystszych źródeł, w ubiegłym numerze wskazaliśmy na tragiczny stan miejsc masowej zagłady ludności polskiej i litewskiej w Koniuchach i Gumbie oraz przyzwalanie ze strony władz samorządowych na systematyczne niszczenie unikalnych zabudowań w Gornostaiszkach czy domu autora "Dzienników" Karola Wędziagolskiego w Jaworowie. Zresztą takąż zgrozę u wszystkich budzi stan pałacu w Jaszunach. U wszystkich, ale nie u jego właściciela - solecznickiego samorządu.

Reakcja, choć szczątkowa, była szybka i niezwykle "interesująca" - już po dwóch dniach w prasie ukazał się zmodyfikowany przedruk z naszego tygodnika o wynikach naszych dziennikarskich badań z roku 2001 odnośnie listy ofiar mordu w Koniuchach, tylko że podpisany przez mera rejonu L. Talmonta oraz informacja, iż krzyż na lokalnym cmentarzu w Koniuchach ustanowi Rada Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa z Polski, i że śledztwo w sprawie Koniuch prowadzi Instytut Pamięci Narodowej również z Polski.

I jest to właśnie ten dzisiejszy, pożal się Boże, awepelowski poziom kultury zarządzania, samorządowego myślenia i działania, kiedy to nawet o zwykły krzyż na wiejskim cmentarzu powinna, ich zdaniem, zadbać instytucja innego państwa, nie wiedząc przy tym, że śledztwo w tej sprawie od kilku lat prowadzi przede wszystkim znajdująca się vis a vis prokuratura z tegoż rejonu solecznickiego.

Wynika stąd już tylko retoryczne pytanie - czy w takiej sytuacji i przy takim angażowaniu się w ochronę naszych historycznych zabytków, cmentarzy ze strony "naszej awepelowskiej reprezentacji" mamy prawo liczyć na poważne nas traktowanie, na szacunek wobec siebie ze strony nam współczesnych i przyszłych pokoleń?

Ryszard Maciejkianiec

Nasz Czas 30/2003 (619)