Naczelny ma głos


Trudne czasy

Nie żałując ostrych słów, autorzy publikacji w pismach litewskich , określają niebywałą skalę korupcji, która ogarnęła urzędniczą kastę przy rozkradaniu nienależnej im ziemi, w wielu wypadkach korzystając ze specjalnie w tym celu przyjętych ustaw. I są tych osób już na tysiące. Niektóre z nich mają po ponad sto działek w najbardziej atrakcyjnych miejscach. Razem z nimi korzystają z możliwości przedstawiciele przestępczego świata. Jak informuje "Veidas" jeden z nich już posiada razem ponad 2 tys. ha ziemi, wycenionej na 11 mln Lt.

Niektórzy politycy zaczęli bić na alarm, że przyjęta przed kilkoma dniami uchwała rządu, pozwalająca na wykup ziemi, lasów i zbiorników wodnych dla właścicieli sąsiadujących gruntów jest kolejnym krokiem skierowanym ku potrzebom skorumpowanych urzędników. Szczególne zagrożenie mogło to stanowić dla Ziemi Wileńskiej, w tym rejonu wileńskiego, gdzie już przeniesiono prawie 30 tys. ha i gdzie każdy "sąsiadujący" starałby się jeszcze dokupić, podczas gdy miejscowa ludność i w połowie nie odzyskała swego. Na szczęście pod presją opinii publicznej decyzja rządu została odwołana.

Dziś, kiedy z całą powagą mówi się, że wokół Kłajpedy może być przejęte z naruszeniem prawa nawet 180 ha, i gdzie powiat inicjuje procesy sądowe i nakładany jest areszt na niektóre działki, to aż dziw bierze, że nigdzie się nie wspomina i nic się nie dzieje w rejonie wileńskim, gdzie przypadki nieprawidłowości i przestępstw liczą się na tysiące.

Niestety ludność, która w wyborach samorządowych pod głośne hasła wyborcze na kolejną kadencję zawierzyła obronę swych praw działaczom Akcji, jak widać nigdy już tej obrony się nie doczeka. Wchodząc w nielegalne układy i nadużywając stanowisk w pozyskiwaniu działek dla siebie i swego otoczenia akcjonariusze dziś nie chcą nawet podać głosu mimo że jest to temat numer jeden we wszystkich środkach masowego przekazu Litwy, a wykorzystując nastroje opinii publicznej rzeczywiście dałoby się chociażby po części ulżyć morderczym trudom w walce o własność dla tubylczych Polaków.

Są to więc lata wyjątkowo trudne, powiedzmy otwarcie - tragiczne, dla Ziemi Wileńskiej, kiedy to "swoi" faktycznie przekreślają dziś i jutro tysięcy polskich rodzin.

Dwa tygodnie wakacyjnej przerwy dają możliwość na szerszą spokojną obserwację otoczenia i ocenę zjawisk w naszym środowisku, które na pewno w pełnej mierze będą mogli ocenić jedynie przyszli badacze. Tym niemniej już dziś widoczne są oczywiste nieprawidłowości i potrzeba zmian, do których w najbliższym czasie nie dojdzie chociażby z tej przyczyny, że zgrana grupa osób z minionej epoki rozrzucona po różnych kluczowych stanowiskach i środkach masowego przekazu każdą, nawet najlepszą inicjatywę spoza ich otoczenia storpeduje otwarcie, bądź drogą profesjonalnego rozpowszechniania nieżyczliwych pogłosek. Dziś, kiedy interesy tej grupy i Akcji Wyborczej wyraźnie się zbiegły, i kiedy oni przejęli absolutną większość społecznych organizacji i inicjatyw - szansę na pozytywne dla społeczeństwa działania mają jedynie nieduże kilkuosobowe grupy, nie ulegające manipulacjom, liczące na własne siły i prowadzące bez nagłaśniania pracę u podstaw. To właśnie dziś szczególnie brakuje niezależnej opinii społecznej.

O metodach działania tej grupy i "przebieraniu się" za społecznych działaczy niech świadczy lipcowa publikacja w "Tyg. Wil." pt. "Prowokacji ciąg dalszy", której nazwa jak najbardziej odpowiada treści i intencjom autorów tego listu, a który na zasadzie podziału propagandowych funkcji już w lutym był opublikowany w "Kur. Wil". Przedstawiając ten list, jako społeczną opinię " prezesów kół i aktywu Związku" i uznając, iż litewscy akcyjni urzędnicy mówiący po polsku nie mogą podlegać żadnej kontroli i żadnej krytyce, autorzy publikacji wbrew zasadom demokracji i prawa ustawiają siebie ponad prawem, poza krytyką, rozpoczynając bezpardonową i bezdyskusyjną nagonkę na każdego, kto odważy się nazywać rzeczy po imieniu i występować w obronie wolności i godności ludzkiej na Ziemi Wileńskiej. A więc wszyscy wysokiej rangi urzędnicy, nie przebierając w liście w słowach, dla zmylenia opinii występują w roli prezesów kół : E. Puncewicz, dyrektor administracji rejonu wileńskiego występuje jako prezes koła w Jęczmieniszkach, zast. mera rejonu T. Paramonowa jako prezes koła w Rudominie, starości samorządowi M. Naruniec, Cz. Stupienko, W. Starykowicz, A. Żebiełowicz, H. Gierulski, K. Gierasimowicz, W. Baniukiewicz, J. Miłoszewicz jako prezesi kół w swoich miejscowościach. Z. Palewicz, wicemer rejonu solecznickiego, jako prezes oddziału rejonu, St. Pieszka jako prezes koła w Jaszunach itd. itp.

Ostatnio podane do wiadomości publicznej oświadczenie radnego miasta Wilna T. Filipowicza, mimo jego spóźnionego charakteru, jeszcze raz potwierdza nasze obserwacje o narastaniu negatywnych dla polskiego społeczeństwa tendencji w działalności Akcji Wyborczej.

I jeżeli komuś się wydaje, że dotyka to tylko polskiego społeczeństwa - to jest w błędzie. Wydarzenia wokół wyboru władz miasta Wilna, ataki na polską Szkołę Średnią im. Wł. Syrokomli, udział Z. Balcewicza - przedstawiciela Akcji w zagmatwywaniu zwrotu ziemi wykraczają poza granice, na które ma wpływ i ponosi odpowiedzialność polskie mniejszościowe społeczeństwo. Staje się to bezwzględnie problemem ogólnolitewskim, gdy część przystołecznego terenu faktycznie żyje w systemie z minionej epoki. Dlatego tylko niedalekowzroczni litewscy politycy mogą się cieszyć z braku demokracji w tym terenie i nieprzewidywalności posunięć działaczy Akcji, co jednoznacznie opóźnia rozwój tych miejscowości i osłabia polskie społeczeństwo. Chodzi wszak o otoczenie stolicy, o obywateli tego państwa.

Stąd właśnie szczególnego znaczenia nabiera nowa inicjatywa Polskiej Partii Ludowej, wysunięta na niedawnej rocznicowej konferencji, nawołująca do aktywnych postaw i budowania odpowiedzialnego obywatelskiego społeczeństwa, będąca jak na razie jedyną realną propozycją do zachowania i rozwoju polskiego społeczeństwa na Litwie w warunkach przyszłej Unii Europejskiej. I mimo że inicjatywa jest przemilczana w polskich środkach masowego przekazu - nie ma ona alternatywy. Jedynie aktywny, świadomy swoich praw i obowiązków obywatel może należycie zadbać o swoje osobiste i społeczne dobro; nigdy urzędnicy na obecnym etapie stanu państwa, o których mowa powyżej.

Ta inicjatywa jest też w pewnym stopniu ciągiem dalszym idei regionalizmu, krajowości, kiedy to przywiązanie i dbałość o kulturę i rozwój małych ojczyzn pozwolą wyzwolić nowe inicjatywy i dodatkowe siły, ubogacające życie i dorobek lokalnych społeczeństw. Podjęta tam idea samodzielności polskiego społeczeństwa bez wątpienia wymaga nowych przemyśleń, innego budowania lokalnych stosunków, innego spojrzenia na przyszłą działalność, gruntownej analizy dotychczasowych poczynań i szerokiej dyskusji. Inna rzecz, czy w warunkach totalnej urzędniczej kontroli w polskim społeczeństwie, stać nas na to?

Tym niemniej ziarno zostało posiane. Kiedy da swój bogaty plon - w decydującym stopniu zależy od nas samych i bardziej ogólnych procesów rozwoju demokracji w państwie.

Wśród innych wydarzeń minionej wakacyjnej przerwy warto zaznaczyć wygraną w Kłajpedzie sądową sprawę przez Litwinkę o nazwisku Rudis przeciwko Urzędowi Stanu Cywilnego, który odmawiał jej nadania po ślubie nazwiska męża "Rudis" wpisując tradycyjnie "Rudiene". Wiedząc o perypetiach Litwinów na świecie, gdy ojciec, matka i córka noszą faktycznie różne nazwiska i nie zawsze są uznawani za jedną rodzinę (Rudis, Rudienë, Rudite), obywatelka Rudis zrobiła pierwszy wyłom w tradycji, dziś niezbyt przystającej do współczesnych realiów. Ten sądowy precedens może też mieć wpływ i na nasze starania o zachowanie własnych nazwisk, jak też być oznaką, że we wspólnej Europie nie tylko mężczyźni, ale i kobiety będą nosiły nazwisko "Kowalski".

Ryszard Maciejkianiec

Nasz Czas 27/2003 (616)