Obserwacje z USA


Andrzej Targowski

Technika a jakość tenisa

Cykl wielkich turniejów tenisowych tzw. wielkoszlemowych w Melbourne, Paryżu, Londynie i Nowym Jorku przykuwa uwagę miłośników tego pięknego sportu, który uprawia ok. 70 milionów ludzi na świecie. Gra się coraz "lepiej" w tenisa, ale w zasadzie dzięki większym i wydajniejszym rakietom i twardym nawierzchniom. Ale czy postęp w technice sprzętu jest postępem w grze tenisa? Pytanie podobne jest do innych, gdy chodzi o rolę techniki w społeczeństwie, np. informatyki. Czy informatyka wspomaga społeczeństwo czy je "podbija"? Zastanówmy się zatem nad rolą techniki w tenisie.

Pod koniec 20-tego wieku pojedynki między Ivanem Lendlem i Jonem McEnroe były meczami między "specjalizowanym" i "uniwersalnym" tenisem lub między "prostym" a "skomplikowanym" tenisem. W rezultacie pięknie grający McEnroe przegrywał z tenisowym robotem, którego silną stroną był "tylko" dobry serwis i na pamięć grany forehand. Tenis McEnroea obfitował w różne zagrania, co prowadziło do wielu błędów wykonania zagrywki.

Przedstawiona hipoteza jest sprawdzalna na przykładzie gry takich swego czasu najwybitniejszych zawodników jak Borg, Wilander, Lendl, Agassi, czy Hewitt. Gracze ci osiągali sukcesy dzięki graniu "prostego" a nie "skomplikowanego" tenisa. Przyjrzyjmy się na przykład grze Agassiego. Jego wybór uderzeń jest raczej skromny, w zasadzie gra tylko forehandem i backandem z głębi kortu, z tym, że ich wykonanie jest omal bezbłędne.

Z chwilą, gdy kiedy tenis stał się lukratywnym biznesem, zwycięski tenis stał się grą defensywną. Na przykład w Hamburg Open 2003 czterech półfinalistów to super defensywni gracze z Argentyny. Stąd tacy gracze jak Pete Sampras grający totalny tenis mają trudności z wygraniem turnieju. Aczkolwiek wyjątkiem od reguły jest finał turnieju Wimbledońskiego 2003, gdzie Federer i Philipoussis zagrali inspirujący, totalny tenis.

Stwierdzenie, że mniej "myślący" tenis jest lepszym tenisem nie oznacza, że "myślenie" jest nie polecane w tenisie. W zawodowym tenisie nie ma czasu na "myślenie." Natomiast w klubowym tenisie, który jest wolniejszy, mniej "zautomatyzowany," "myślenie" ma rację bytu.

Lecz co to znaczy "lepszy" tenis? Czy ma on być bardziej widowiskowy lub bardziej efektywny a może bardziej przyjemny? Odpowiedź zależy od tego jakim jest się graczem. Dla zawodowego gracza "lepszy" tenis oznacza grę bardziej efektywną, prowadzącą do wyższych nagród i lepszych sponsorskich kontraktów. Dla gracza rekreacyjnego "lepszy" tenis oznacza przyjemne zagrywki i mniej popełnionych błędów.

"Myślenie" w tenisie maleje wraz z rozwojem sprzętu, który prowadzi do szybszej i mocniejszej gry, zwłaszcza na twardych kortach. Zbyt mało czasu pozostaje na konceptualizację gry. Twarde nawierzchnie i sztywniejsze oraz większe rakiety prowadzą do bardziej "zautomatyzowanej" gry, bazującej na mniej skomplikowanych zagrywkach i mistrzowskim egzekwowaniu uderzeń. Podobny trend ma miejsce w piłce nożnej, gdzie piękne zagrywki Brazylijczyków i Argentyńczyków zostały zastąpione schematyczną, lecz i skuteczniejszą grą Niemców i Włochów.

W latach 1960-tych i 1970-tych, kiedy grano na ziemnych kortach, tenisista osiągał swój szczyt zawodnowy lekko po 30-tce, kiedy osiągał dojrzałość strategiczną. Np. Jarosław Drobny w wieku 34 lat pokonał Kena Rosewalla w finale Wimbledonu w 1954 r. W przeszłości, Rod Laser i Ken Rosewall, będący w swojej 30-tce wygrali po 4 turnieje wielkoszlemowe. Dziś ten rekord jest trudno pobić.

Wówczas, gdy grano małymi i drewnianymi rakietami, tenis był wolniejszy i bardziej widowiskowy. Zawodowcy rekrutowali się z tzw. cyrku tenisowego, który grał pokazowe mecze. Natomiast tenis amatorski był bardziej spontaniczny i inspirujący. Jakkolwiek poźniej nie można nic złego powiedzieć o grze Levera, Newcomba, Smitha, Connorsa, Ashea, McEnroea, Beckera, Edberga, Raftera, czy Samprasa, którzy grali piękny i "skomplikowany" tenis.

Dziś, szkoła "skomplikowanego tenisa" zamiera, bowiem wymaga większych kwalifikacji i większego talentu. Analiza ta prowadzi do propozycji przeprojektowania gry w tenisa, aby nadal cieszył owe 70 milionów graczy. Technika eliminuje z gry tenisa "myślenie" i "magic" w postaci pięknych i ryzykownych zagrywek. Dla mnie miarą dobrego gracza jest jego/jej gra na korcie ziemnym, gdzie jest czas na mieszankę "myślenia" i atletycyzm. Na kortach twardych te dwa ważne atrybuty są kompensowane siłą uderzeń technicznie zaawansowanymi rakietami a "myślenie" jest zastąpione "refleksem." Trend ten prowadzi do wymiany bioder i kolan, co przypomina kalectwa w amerykańskim footballu.

Nic dziwnego, że wielu woli oglądać kobiecy tenis, który jest wolniejszy i bogatszy w "dramat" gry. Trzeba zatem ponownie uczynić grę w tenisa bardziej przyjazną graczom i bardziej pasjonującą. Technika bowiem nie zawsze prowadzi do postępu.

***

Autor był swego czasu zawodnikiem i prezesem Polskiego Związku Tenisowego (1971-72), obecnie gra w drużynie West Hills Athletic Club w Kalamazoo, Michigan.

Nasz Czas 26/2003 (615)