"Nasza Polonia"
ESTONIA

Widziane z Polski


ESTONIA czyli PRZEDSIONEK SKANDYNAWII

Niedawno udało mi się zrealizować jedno z moich turystycznych marzeń. Pojechałem do Estonii. Sprawa, na pozór dość łatwa, wcale do takich nie należała. Przede wszystkim trzeba było przełamać opór rodziny. Uparcie twierdzili, że jeżeli to jest na wschodzie, to no na pewno wrócę w foliowym worku, a w najlepszym przypadku okradziony i pobity. Ja sam, mimo przestudiowania wielu przewodników i przejrzeniu mnóstwa stron internetowych, nie wiedziałem, czego do końca mam się spodziewać. Po prostu miałem nadzieję zobaczyć najbardziej na północ położone ziemie, należące niegdyś do Polski. Oczywiście nie licząc Szwecji.

Wśród Estończyków panuje dość powszechny pogląd, iż są częścią Skandynawii zarówno ze względów geograficznych, jak i historycznych oraz etnicznych. Znamienne jest pomijanie we wszelakich rozważaniach Rosji i Rosjan. Jest to temat dość drażliwy i lepiej go w bezpośrednich rozmowach unikać. Ale jak przychodzi co do czego, to po rosyjsku niejedno da się załatwić. Tak od siebie dodam, że najwięksi carscy podróżnicy: Kruzenstern, Bellingshausen czy Wrangel pochodzili nie skądinąd jak z Estonii właśnie i co skrupulatnie odnotowano na planszach Muzeum Morskiego w Tallinnie. Miłośnicy tropienia śladów polskiej obecności na świecie znajdą na jego murach tablicę ku pamięci brawurowej ucieczki ORP "Orzeł" z internowania w tutejszym porcie w IX 1939. Na marginesie warto wspomnieć, że siedziba muzeum- baszta Paks Margareeta- została odbudowana przez Polaków na Olimpiadę 1980.

Jeżeli chodzi o aspekt etniczny, to sprawa wydaje się dosyć prosta. Skoro do Skandynawii zaliczamy Finlandię, to nie należy pomijać w takim razie Estonii, której mieszkańcy są spokrewnieni z Finami mniej więcej jak Polak z Czechem. Podobnie jest z językiem, co doprowadza w obu przypadkach do ciekawych i zabawnych scenek. Słowiańskości naszych południowych sąsiadów nikt nie kwestionuje, zatem stosując tę prostą implikację dowodzimy, że Estończycy Skandynawami są i już. Chociaż szczerze powiedziawszy to zbyt wielu błękitnookich blondynów i blondynek, tak typowych dla Szwecji czy Norwegii, nie widziałem. A szkoda, szczególnie tego drugiego.

Kwestia geograficzna jest nieco bardziej skomplikowana i dywagacje (mogące zaciekawić tylko geograficznych twardzieli) na jej temat dostarczą nam argumentów i za, i przeciw. Uprośćmy sprawę do faktów, że Estonia nie byłaby najbardziej południowym krajem skandynawskim (Dania), dalej na wschód leżą też kawałki (i to spore) Finlandii. Gdy do skandynawskiej Islandii jest z Oslo ponad 1500 km do Tallinna mamy niecałe 900. Niestety na niwie "ideologiczno- symbolistycznej" Estończycy nie spisali się najlepiej- brak krzyża na fladze. Ale można to rozpatrywać jako powiew świeżości, nieprawdaż? Wniosek łatwy, prosty i przyjemny: Estonia do Skandynawii!

Jeżeli rozważać historię tego regionu, to także dojdziemy do znanej już konkluzji. Mogłoby się zatem wydawać, że Estończycy rzeczywiście są krewnymi Skandynawów, którzy mieli dziejowego pecha i wpadli w strefę wpływów Petersburga i Moskwy.

A jak te, bądź, co bądź teoretyczne rozważania wyglądają "w terenie"? Przemierzając płaskie jak stół przestrzenie Estonii znalazłem sporo podobieństw do tego, co widziałem będąc swego czasu w Skandynawii.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to przewaga niskiej, drewnianej zabudowy. Małe domki są obecne nie tylko na wsi, lecz również w dużych (jak na Estonię) miastach- Pärnu. Będąc później na wyspach i w okolicach Haapsalu znalazłem to, czego szukałem, czyli pomalowane na brązowo (ściany) i biało ( framugi, kanty) zagrody z obowiązkowym masztem pośrodku. Jak się okazało, odmiennie niż w Norwegii, flagi wywieszane są tylko przy specjalnych okazjach. Podobnie jak w innych krajach skandynawskich drogi w Estonii są dobrej jakości. Wydaje się być to niewyobrażalne, szczególnie dla Polaka, przywykłego do tej dziwnej substancji leżącej między dziurami pod kołami naszych aut, ale nawet na największym pustkowiu stan drogi jest godny pozazdroszczenia. Jednolita powierzchnia, bez dziur czy łat, eleganckie czyste pobocze, dziwne maszyny ubijające drogi gruntowe w niedzielę- jednym słowem mamy czego zazdrościć. A i informacja niczego sobie. Ładne niebieskie znaki drogowe podają odległość na każdym zjeździe choćby do najmniejszej osady. I to dowiadujemy się ile km jest do niej i do dwóch miast, które ta główna droga łączy- zgubić się nie sposób. Aczkolwiek zostać na pustkowiu przy takiej tabliczce na noc, jak ucieknie ostatni autobus już łatwiej.

Corpus delicti estońskiej przynależności do Skandynawii był dla mnie wielki brązowy łoś (pőder) przekraczający szosę dwadzieścia metrów przed znakiem "uwaga łosie"- identyczne elementy widziałem w Norwegii (tzn. łosia i znak).

Estonię warto odwiedzić. Nie leży daleko, jest przystępna cenowo, językowo każdy sobie poradzi (młodzi po angielsku, starsi po rosyjsku), a widoków takich, jak tu próżno szukać gdzie indziej. Zdecydowanie polecam i zachęcam by się wybrać do kraju Erki Noola i Jaana Krossa.

Szymon Bijak - Pro Estonia

Nasz Czas 25/2003 (614)