Walki o Wilno

Niejednokrotnie pisaliśmy o problemie ukonstytuowania się władzy w mieście Wilnie, który jest dziś czasowo jednym z głównych problemów Litwy, stając się tematem zainteresowania dosłownie całego społeczeństwa. Ostatnia próba rozstrzygnięcia politycznego sporu o tym, kto ma rządzić miastem skończyła się remisem 25 : 25 na pięćdziesięciu radnych obecnych na sesji. T. Filipowicz, głos którego mógł przeważyć szalę, i który swoim podpisem zadeklarował poparcie dla A. Zuokasa, nie wziął udziału w posiedzeniu jakoby z powodu choroby.

I można by było temu nie udzielać tyle uwagi, gdyby to dotyczyło tylko samych radnych. Niestety zachowanie się awepelowców z Tomaszewskim, Mackiewiczem i Kwiatkowskim na czele dotknęło każdego Polaka na Litwie, nawet mieszkającego na drugim jej końcu i nie mającego nic wspólnego z Wilnem. Zła sława zdobyta w ciągu tych kilku miesięcy, jako ludzi dbających jedynie o swoje stołki, sprzedajnych, agresywnych i niestabilnych będzie towarzyszyła nam jeszcze długo, źle służąc naszemu imieniu i wszystkim naszym poczynaniom niezależnie od tego, kto będzie rządził miastem. Tym bardziej, jeżeli socjaldemokratom z pozycji siły i władzy uda się kogoś przeciągnąć na swoją stronę i objąć władzę, a którzy, mimo zmiany pokoleń, tak naprawdę rządzą Litwą, nie licząc kilku lat przerwy na początku lat dziewięćdziesiątych, faktycznie od zakończenia drugiej wojny światowej.

Jesteśmy więc wciągani nie w ogóle w konflikt z litewskim społeczeństwem, a z młodszą i aktywną jego częścią, która niebawem, z racji swego wieku, przejmie władzę na Litwie. Inna rzecz, że awepelowcy zaślepieni walką o własne stanowiska z wizją na przyszłość nie sięgającą dalej jednej kadencji, nie poczuwając się do odpowiedzialności za losy polskiego społeczeństwa już się nie zmienią i będą dryfowali z prawa na lewo i z lewa na prawo, aż zostawią po sobie powszechny niesmak, apatię i beznadzieję, co będzie stanowiło największą naszą przegraną i największą zmarnowaną historyczną szansę. Nasz głos nie jest dziś powszechnie słyszany, tym niemniej i kropla kamień drąży. Cieszy, że tych kropel i zrozumienia sytuacji jednak powoli przybywa.

Obserwując w ubiegłą środę przebieg "remisowej sesji" naprawdę było nad czym się zastanowić - w sali powszechną uwagę zwracały na siebie żona premiera oraz dwie doradczynie prezydenta, występujące w roli radnych, jak też trzeci doradca głowy państwa, filmujący każdy ruch w sali, jak również sekretarz generalny socjaldemokracji, fotografujący wszystkich, żeby ktoś przez przypadek nie zboczył z generalnej linii. Zaciekawienie i politowanie wzbudzał również M. Mackiewicz sznurujący między kandydatem na mera G. Pavirţysem oraz pozostałymi jeszcze we frakcji akcjonariuszami, pilnie śledząc, aby i ci nie odeszli.

A poza salą, przed i po sesji, narady z udziałem premiera, prezydenta i wicemarszałka Sejmu na temat tego, kto jednak będzie rządził Wilnem, jednoznacznie odrzucając propozycję A. Zuokasa o powołaniu szerokiej koalicji z udziałem socjaldemokratycznej partii premiera i liberalno - demokratycznej partii prezydenta.

W wyniku patowej sytuacji, radni obu koalicji zgodnie postanowili zwołać kolejne posiedzenie za dwa tygodnie. Niestety, jak się okazało, radna a żona premiera Krystyna Brazauskienë powinna towarzyszyć premierowi podczas zagranicznej wizyty, w związku z tym, nie bacząc na wspólne ustalenia, koalicja pod przewodnictwem socjaldemokratów postanowiła przeprowadzenie sesji przyśpieszyć o tydzień, twierdząc, że udało się przeciągnąć (namówić? przekupić? zastraszyć?) na swoją stronę radnego Dremę.

Powyższe wydarzenia są wymownym dowodem stanu samorządności na Litwie i nie tylko.

Kiedy w roku 1990 K. Prunskienë została przyjęta przez "żelazną damę" - premier Anglii Margeret Thatcher, jednym z pierwszych jej pytań było powątpiewanie, czy jesteśmy w stanie powołać państwo, co oczywiście wywołało oburzenie naszej premier. Dziś, po ponad trzynastu latach od tamtych wydarzeń, można w całej rozciągłości docenić klasę tej pani polityk i poziom jej myślenia, miała bowiem na myśli nie atrybuty państwa ze sztandarem, herbem, z policją, wojskiem i urzędnikami, a sedno obywatelskiego państwa prawa - praworządność, demokratyczne swobody, obywatelskie prawa, rzeczywistą samorządność również.

Te wydarzenia jeszcze raz podkreślają potrzebę budowania nowych europejskich partii na Litwie - reprezentatywnych, masowych, demokratycznie budowanych od dołu i określających politykę wolą swoich członków, a nie sowieckiego typu, kiedy to "odin rulit, a wsiech tosznit" . Niedawno, goszcząc w redakcji profesora z Wrocławia, z zaciekawieniem dowiedzieliśmy się, iż na przykład w Austrii do partii należy 30% społeczeństwa, w odróżnieniu od Litwy i innych krajów postsocjalistycznych, gdzie statystyka wykazuje, iż w składzie partii znajduje się od 1 do 1,5% ludności. To statystyka. Natomiast faktycznie są to tylko promile społeczeństwa zaangażowanego w partyjną działalność. Weźmy Akcję - z jej około czterystu członkami - urzędnikami stanowi ona zaledwie około 0,16 % polskiego społeczeństwa, próbującą natomiast przemawiać w imieniu nas wszystkich. A szkodzić i smrodzić - to naprawdę robi za wszystkich i dla wszystkich.

Na taki stan organizacji politycznych oczywiście wpłynęła zła sława byłej partii komunistycznej, jak i wzory działania obecnych skorumpowanych politycznych przywódców, dla których krzesło przy korycie stanowi sens i cel najwyższy istnienia partii. Zresztą, przy braku politycznych mas, litewski przywódca, w odróżnieniu od politycznego przywódcy austriackiego, nie musi wysłuchiwać opinii członków, nie musi liczyć się z ich zdaniem, a już tym bardziej nie może otrzymać upomnienia czy nagany, jeżeli nie realizuje woli członków partii - bo normalnych partii na Litwie, łączących wolnych w wyborze i odpowiedzialnych obywateli, jeszcze faktycznie nie ma.

Pierwsze kroki w tym kierunku czynią liberałowie, a obecnie ich kontynuacja - liberałowie - centryści oraz niegłośna i jedna z najmłodszych Polska Partia Ludowa, która zresztą na najbliższym posiedzeniu Rady Naczelnej zajmie stanowisko w omawianej kwestii.

W tej sytuacji kardynalna zmiana kursu, wejście w inną, niż obiecaną w czasie wyborów koalicję staje się dla partii zjawiskiem niemal normalnym, popartym z góry sloganem, że "polityka to brudna rzecz", tym samym rozgrzeszając siebie z odpowiedzialności za niecne czyny, nie podkreślając, iż na taką politykę i na takie czyny są zdolni tylko wyzuci z zasad i moralności ludzie.

Wobec pomówień Jana Dowgiałło o zdradę, o działania rzekomo sprzeczne z interesem polskiej społeczności, warto przytoczyć kilka publicznych wypowiedzi działaczy, prowadzących na łamach pism "Mag. Wil.", "Kur. Wil." i "Draugyste - Przyjaźń" w imieniu Akcji kampanię propagandową, głównie wymierzoną w Polską Patię Ludową.

Napiętnowani byli również socjaldemokraci, z którymi akcjonariusze dziś deklarują dozgonną miłość, próbując przekonać ogłupiane społeczeństwo, że współpraca z liberałami układała się źle i że w kampanii wyborczej jakoby nie zbierali profitów z deklaracji o kontynuowaniu współpracy w składzie tejże koalicji i z udziału na liście dyrektora Jana Dowgiałły.

Właśnie Jan Dowgiałło, chociaż z pewnym opóźnieniem, zademonstrował to, czego zabrakło pozostałym akcjonariuszom - honor, słowność i odpowiedzialność przed polskim społeczeństwem. Natomiast organizowanie na wskazanie Balcewicza przez Tomaszewskiego, Mackiewicza i Kwiatkowskiego poniżających polską społeczność pikiet przed polską szkołą - jest nie inaczej jak "sięganiem przez ideał bruku". Zresztą ostatnie oświadczenie tak zwanych przedstawicieli polskiej społeczności przez nikogo nie uchwalane i nikim nie podpisane ( redakcja "NCz" jest w posiadaniu reporterskiego magnetofonowego zapisu przebiegu tzw. narady), a tym niemniej śpiesznie opublikowane na łamach "Kur. Wil." w dniu 17 czerwca br., inaczej jak do starych kegebowskich metod działania zakwalifikować się nie da.

Zresztą inaczej nie da się również określić listu otwartego byłego koordynatora sowieckich służb specjalnych, a obecnie wiceszefa administracji powiatu wileńskiego Z. Balcewicza, jak też reportażu z zsyłką na anonimowych rozmówców i krewniaka Tomaszewskiego, szelmujących wielce zasłużonego dyrektora polskiej szkoły, równie śpiesznie opublikowanych w "Kur. Wil" w dniu następnym, czyli 18 czerwca br.

Można powyższym organizatorom i polskiemu społeczeństwu zadać jedynie retoryczne pytanie - czy zdrajcą polskiego społeczeństwa jest ten, kto dobrze przygotowuje polską młodzież do przyszłego życia, realizując marzenia wszystkich Polaków wileńskich, czy też ci, co przeszkadzają, jak najobrzydliwsi bojówkarze i paszkwilarze w normalnej pracy polskiej szkoły?

A więc przypomnijmy, co awepelowcy sami pisali w trakcie kampanii wyborczej o socjaldemokratach, pytając siebie i oskarżanych o "zdradę narodową" - czy weszliby na listę Akcji, i czy głosowaliby na akcjonariuszy, gdyby wiedzieli, że uzależniony Tomaszewski ze swoim otoczeniem dokonają nieoczekiwanego skrętu i padną w ramiona tych, co "prowadzą napady i antypolskie działania", tych, co działają według "starych i wypróbowanych chwytów KGB" jak "nikczemne plugastwo", tych, co "róża... nie tyle śmierdzi, co cuchnie"...

..."A przy okazji warto przypomnieć, że przyjaźń Polaków z socjaldemokratami (dawniej LDPP) zawsze była mariażem bez wzajemności. ...To za rządów lewicy wprowadzono dla mniejszości próg wyborczy, to za rządów lewicy ( mimo żywiołowych protestów Polaków) zabrano Wileńszczyźnie ziemię pod "wielkie Wilno", to za rządów lewicy uchwalono jeszcze bardziej restrykcyjną Ustawę o języku państwowym, która faktycznie przekreśla Ustawę o mniejszościach narodowych, to za rządów lewicy wprowadzono powiaty, które przejęły podstawowe kompetencje samorządów, w tym tak istotne jak dział rolny i dział regulacji rolnych (zajmujący się zwrotem ziemi). Skutki tego odczuwamy jakże boleśnie. Co tam jeszcze zawdzięczamy obecnym socjaldemokratom? Aha, sławetny program rozwoju Litwy Południowo - Wschodniej, który miał być gospodarczy. Kpina. Z tego programu ani centa nie przeznaczono na rozwój infrastruktury Wileńszczyzny, na jakieś inwestycje gospodarcze.

Za te pieniądze wyłącznie budowano litewskie szkoły, nawet w miejscowościach, gdzie nie ma litewskich dzieci. To socjaldemokraci zapoczątkowali haniebny podział szkół na powiatowe (litewskie) i samorządowe ( pozostałe). Wiadomo, że w tych pierwszych nawet na wyżywienie dzieci przeznacza się więcej funduszy. Wszystkie te dobrodziejstwa zawdzięczamy socjaldemokratom"...

Lucyna Dowdo "Kur.Wil" z dnia 7-9 grudnia 2002 r. oraz "Kur.Wil" z dnia 2 grudnia 2002 r. (dwukrotnie ten sam artykuł).

..."Na koniec kampanii wyborczej ...ukazał się antypolski artykuł socjaldemokratów... Bardziej szczegółowo rozliczymy z kłamstw oraz oszczerstw socjaldemokratów od razu po wyborach....Zadziwia analfabetyzm polityczny, a szczególnie prawny Jonasa vel Jana-Ivanasa Gorelčikovasa ( czy ktoś zna jego prawdziwe imię i nazwisko?)...

Bo jak na razie socjaldemokraci czynią mieszkańcom rejonu same szkody. Wspomnijmy chociażby tylko zabranie 10 tys. ha ziemi pod wielkie Wilno...A będąc w radzie rejonowej na pewno też nasilą swe obecne antypolskie napady i działania.

Te ich cele są oczywiste, dlatego, drodzy mieszkańcy rejonu, bądźcie ostrożni i czujni przed wyborem osób z listy nr 3, czyli socjaldemokratów".

Andrzej Żabiełowicz, radny Samorządu Rejonu Wileńskiego (starosta gminy Mariampol). "Kur.Wil." z dnia 20 grudnia 2002 r (za dwa dni do wyborów - przyp. red.).

..."Wypady przeciwko samorządowi rejonu wileńskiemu tłumaczę jak celowe kłamstwo i populizm socjaldemokratów. Oni pracują według metody - "jeżeli teoria nie zgadza się z faktami, to socjaldemokraci zmieniają fakty!" Stary i wypróbowany chwyt KGB. To nikczemne plugastwo, które jest zamieszczone w czwartkowym numerze (19 grudnia 2002 r.) "Kuriera Wileńskiego" jest powtarzane przez prezesa tej partii na każdym zebraniu przedwyborczym w rejonie wileńskim, organizowanym przez socdemów. Nie musimy paść tak nisko, żeby usprawiedliwiać się przed tym nikczemnym człowiekiem, bo jesteśmy przekonani, że on musi zarobić na swoją kość, rzuconą mu pogardliwie przez gospodarza za brudną robotę"...

Edmund Szot, kierownik Wydziału Kultury i Sportu Rejonu Wileńskiego. "Kur.Wil." z dnia 20 grudnia 2002 r.

..."Tam też poznałem p. J. Gorelčikovasa. Takie wyrafinowane kłamstwa i oszczerstwa, jakich ten pan używał, trudno chyba usłyszeć we śnie. Kto może powstrzymać tych ludzi wyzutych z sumienia i honoru?...Niestety, dzisiaj za pieniądze robi się co chce. Zostaje tylko powiedzieć, że róża, symbol socjaldemokratów, narysowana w tle, w tym wypadku nie tyle śmierdzi, co cuchnie"...

F. Szturmowicz ( pracowni Samorządu Rejonu Wileńskiego, przyp. red.) "Kur.Wil." z dnia 20 grudnia 2003 r.

***

W najbliższą środę kolejny bój o władzę w mieście. Dla społeczeństwa polskiego przegrany z kretesem niezależnie od tego, kto zwycięży. Bo powoli normalizująca się atmosfera dla polskich spraw została ponownie zatruta na długo i poprzez uchwały jej się nie zmieni. Prywata i dbałość kilku działaczy o interes własny, o stanowiska i tytuły zaczęła wyraźnie górować nad polskim interesem społecznym.

Oby więc obudzenie naszego społeczeństwa i zrozumienie całej złożoności i potrzeby zmian sytuacji nastąpiło jak najprędzej. Czas bowiem "pod przywództwem akcjonariuszy" pracuje dziś wyraźnie nie na naszą korzyść.

Ryszard Maciejkianiec

Na zdjęciach: gmach Samorządu miasta Wilna graniczy przez ścianę z gmachem Rządu RL; Awepelowscy aktywiści pod polską szkołą w dn. 12 czerwca, pod przewodnictwem Marii Rekść z Rukojń (pierwsza z lewa) oraz ukrywającej się za plecami pozostałych nineL Mongin i Alicji Piotrowicz

Nasz Czas 22/2003 (611)