Obserwacje z USA


Andrzej Targowski

Jednobiegunowy świat

W XXI w. cywilizacja ponownie wkracza w jednobiegunowy układ polityczny ze Stanami Zjednoczonymi jako jedynym supermocarstwem. Jest to wynik wygrania zimnej wojny przez USA i rozpadu Imperium Sowieckiego. Nowa rola St. Zjednoczonych wywołuje wiele emocji tak w całym świecie jak i w samej Ameryce, chociaż sytuacja jednobiegunowego układu w świecie jest dość charakterystyczna dla rozwoju cywilizacji.

Co ciekawe, okresy trwania takiego układu były dość długie. Przykładowo lata (w zaokrągleniu) trwania ważniejszych imperiów były jak następuje; Imperium Rzymskie - 800 lat, Imperium Mongolskie - 200 lat, Imperium Muzułmańskie - 800 lat, Imperium Bizantyjskie - 1000 lat, Imperium Ottomańskie - 467 lat, Imperium Brytyjskie - 300 lat. Każde z tych imperiów wywarło wielki wpływ na losy świata tak pod względem polityczno-społecznym jak i gospodarczym oraz naukowo-technicznym. Teraz USA staje się jednym z takich "imperiów," chociaż nie okupuje żadnego obcego narodu, co ma miejsce w klasycznym imperium.

St. Zjednoczone stały się jedynym supermocarstwem, jakby mimo woli, za bardzo nie starając się o to. Po prostu inne państwa nie są w stanie dorównać temu państwu prawie w każdej dziedzinie funkcjonowania. Po upadku ZSRR w 1991 r. trwała w Ameryce dyskusja jak dalece kraj ten powinien angażować się w rolę "policjanta" świata. Było wiele głosów za izolacją USA i uporządkowaniem swoich wewnętrznych spraw, bowiem wszystko wskazywało, że w świecie zapanuje długo oczekiwany pokój.

Atak terrorystyczny na Nowy Jork w dniu 11 września 2001 r. zmienił wahającą się postawę Amerykanów. Nikt w tym kraju nie ma już wątpliwości, że Amerykanie muszą w zasadzie liczyć tylko na siebie (przy ograniczonej pomocy Brytyjczyków, Polaków i jeszcze kilku innych nacji) w zwalczaniu terroryzmu fundamentalistów. Ameryka ponownie weszła w stan wojny z cywilizacją islamską. Aby wygrać tak skomplikowaną wojnę St. Zjednoczone muszą transformować cały Bliski Wschód z absolutyzmu i fundamentalizmu w demokrację albo w pseudodemokrację. Póki transformacja nie nastąpi, Ameryka, a praktycznie, wcześniej czy później cywilizacja zachodnia nie może liczyć na bezpieczne funkcjonowanie.

Strategia USA w trakcie wojny z Irakiem w 2003 r., skrystalizowała się; mowa jest o wyzwalaniu arabskich krajów, niesieniu humanitarnej pomocy i wprowadzaniu demokracji. Transformacja ta w postaci wojny z krajami arabskimi uważana jest przez wielu w świecie jako niesprowokowana agresja, niosąca śmierć dzieciom, kobietom i wielu niewinnym ludziom. Wielu amerykańskich intelektualistów nie chce się identyfikować z tego rodzaju wprowadzaniem demokracji. Uważają oni, że wojna z Irakiem doprowadzi do dalszych wojen i znienawidzenia Ameryki w świecie. Papież twierdzi nawet, że wojna ta rozpęta nienawiść między chrześcijanami i muzułmanami, w czym ma rację. Warto jednak zauważyć, że jest to wynik islamskiego wypowiedzianego Jihad, czyli świętej wojny przeciw Zachodniej Cywilizacji.

Sprowokowana Ameryka weszła w wojnę, której wcale nie chciała. W tej wojnie nie będzie mogła liczyć na niektórych dotychczasowych sojuszników z XX w., którzy będą jej życzyć jak najgorzej i szukać dla siebie nowych ról. Nowa polityczna architektura Bliskiego Wschodu będzie korzystna dla Izraela, ale w tej transformacji, Ameryka kieruje się przede wszystkim własnym interesem.

Wojny zwykle wzmacniały Stany Zjednoczone, także i ta "cywilizacyjna," trwająca być może wiele lat a może i dłużej wzmocni mocarstwowość tego państwa. Być może układ jednobiegunowy świata będzie trwał kilkadziesiąt a może i kilkaset lat. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że gospodarki większości państw zależą od stanu gospodarki amerykańskiej. Także rozwój nauki, techniki i medycyny w praktyce najszybciej zachodzi w Ameryce i potem jest upowszechniany albo kopiowany w reszcie świata. To wszystko świadczy, że mocarstwo amerykańskie decyduje o losach całej cywilizacji.

Jak długo to będzie trwało? Trudno przewidzieć. Jedno jest pewne, nie będzie trwało wiecznie i prawdopodobnie amerykańskie supermocarstwo pójdzie w ślady uprzednich imperiów. Być może nawet zakończy się w następnych wyborach prezydenckich w 2004 r. Póki co lepiej jest żyć w zgodzie z Ameryką niż działać na jej niekorzyść. Ugodzona Ameryka nie daruje, jest groźna.

Nasz Czas 22/2003 (611)