Felieton


Andrzej Dobrowolski Niewinny

Palec boży

Zatelefonował do mnie redaktor zacnego pisma z Norwegii w dość nietypowej sprawie: chodziło o wywiad dla Radia Maryja na temat sytuacji społecznej w Szwecji.

Z ciężkim sercem odmówiłem udziału, motywując decyzję słabą znajomością realiów. Po trzydziestu pięciu latach trudno mówić o bezstronnym stosunku do dookolnej rzeczywistości. Zwłaszcza kiedy jest się w nią niebezstronie uwikłany.

Na pozór wydaje się, że ograniczenia w dostępie do przychodni lekarskich, absurdalnie długie kolejki do medycznych specjalistów, obniżenie standardu tu, pogorszenie się poziomu tam jest jednoznaczne, oczywiste i utwierdzające w przekonaniu, iż w unijnej Szwecji biedniejszym żyje się biedniej, a bogatym bogaciej. Czy średnim średniej nie wiem, ale tak z owego stopniowania biedy i bogactwa powinno by wynikać.

Poruszający się swobodnie w doczesnych problemach współczesności rdzenny i światły mieszkaniec z akademickim wyposażeniem w wiedzę o społeczeństwie zapytany wprost, co przeciętny Szwed zyskał na Unii, odpowiedział bez zastanowienia: Trzydzieści kanałów telewizyjnych i Eurovision Song Contest.

Zawsze coś. Ale nie o tym.

Redaktor sympatyczny, drukuje od czasu do czasu moje felietony, odmówić głupio, nie odmawiać dopiero mało obyczajnie.

Trzeba znaleźć kompromis: sam nie mogę, podpowiem innemu. Odwrotnie do wziętej z psiego porzekadła suki ogrodnika, co to sama nie da i drugiej odradzi, ja rozdzwoniłem się po znajomych.

W związkach działaczy znaleźli pretekst na nie, w szwedzkim polskim radio w żaden sposób nie umieli znaleźć pretekstu na tak, sąsiad pan Zenek wymówił się koniecznością strzyżenia trawnika, inny znajomy zapytał mnie wprost, czy mam jakieś mniej krępujące pytania.

Czegóż jednak nie robi się dla znajomych? "Przyjmę propozycję i udzielę wywiadu sam" - postanowiłem. Trudno. Rydzyk-fidzyk, że się tak wyrażę, mimo autorstwa ostrzegawczego hasła "Maryjanie nie rydzykujcie!", z którego jednak były kandydat na prezydenta, M. Krzaklewski nie zechciał skorzystać.

Jak zwykle przed podjęciem ważnych decyzji życiowych wspomagam się głosem Głosu Wewnętrznego oraz żony.

Niestety w obu przypadkach pomysł zaopiniowany został negatywnie.

Doświadczenie zdążyło mnie boleśnie nauczyć, że za każdym razem, kiedy sprzeciwiałem się obu wspomnianym opiniom, powodzenie kategorycznie sprzeciwiało się towarzyszyć memu losowi, narażając humor na spadek, a kłopoty na wzrost.

Znalazłszy się pod bramką stojącą tyłem do ślepego muru, trzeba się było poddać. Więcej - mimo szczerych chęci i nieco mniej szczerych zabiegów - zrobić nie mogłem.

Zrezygnowany zatelefonowałem do oczekującego pozytywnej odpowiedzi redaktora z meldunkiem o porażce. Niestety, nie znalazłem chętnego, kto zechciałby publicznie zabrać głos na antenie Radia Maryja, a sam, rozumie Pan... tego... no... bardzo lubię i poważam, ale, jak mówiłem, mieszkam w Szwecji dopiero od trzydziestu pięciu lat i... no co tam gadać, na wszystkim się człowiek znać nie może.

Redaktor zdziwił się moim stosunkiem do rozgłośni, w której - jednej z niewielu w kraju, jeśli w ogóle są podobne - "można powiedzieć wszystko i bez ograniczeń" (z czym się zgodziłem), użalił nieco nade mną, że opieram osąd własny o firmie ojca Rydzyka na cudzych zeznaniach, miast samemu poznać prawdę z pierwszej ręki (w czym znów musiałem mu przyznać rację), obiecał pomóc w nawiązaniu twórczego kontaktu i życzył powodzenia na przyszłość. Domyślam się nie uwzględniającą już publikacji w jego zacnym periodyku moich skromnych felietonów.

Tak się składało, że tego dnia miałem interes w pewnej japońskiej firmie, produkującej sprzęt fotograficzny. Trzeba było oddać nowo kupiony aparat do gwarancyjnej naprawy. Akurat kiedy rozmawiałem z właścicielem zakładu, na telefon komórkowy zadzwoniła pani z redakcji Radia Maryja. Jednak.

- Bardzo przepraszam, ale jestem akurat w niezręcznej sytuacji, czy mogłaby pani zatelefonować ponownie za kilka minut?

- O! Pan mówi po polsku! - zdziwił się dbający o interes Japończyków Szwed, próbujący ustalić, dlaczego lampa błyskowa mimo z definicji wynikającej powinności nie błyska. - Ja też jestem Polakiem.

- Od dawna tutaj?

- Od marca 68.

- Zna pan może Radio Maryja?

- Oczywiście. Słucham regularnie przez Internet.

- A nie zechciałby pan udzielić wywiadu na temat tutejszej sytuacji społeczno-ekonomiczej?

- Z przyjemnością. Przyznam nawet, że są to sprawy, które dość intensywnie pochłaniają moją uwagę i znam się na tym zupełnie nieźle.

Minęło już kilka godzin, a ja nadal zastanawiam się skąd w tym właśnie momencie... w Szwecji... Polak... w japońskiej firmie... interesujący się społeczną ekonomią... internetowy słuchacz Radia Maryja....?

Palec boży?

Nasz Czas 21/2003 (610)