Naczelny ma głos


Sąd Konstytucyjny został sobie wierny

Wilno poszukuje miejsca w europejskim kalendarzu imprez, które w perspektywie mogłyby przyciągać rzesze turystów. O tym też świadczą sobotnio - niedzielne przedsięwzięcia, związane z przypomnieniem pobytu wojsk francuskich w Wilnie sprzed ponad 190 laty. Szczególnie niedzielne uroczystości na Antokolskim Cmentarzu Wojskowym związane z pochówkiem żołnierzy Napoleona, oprócz elementów widowiska, miały wybitnie historyczno - wychowawczy charakter. Zresztą słowa hymnu narodowego, że "dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy" widocznie są aktualne i dziś - inna rzecz, że nie bronią, a kulturą własną, która powinna być naszym regionalnym atutem.

Co innego, że nadal nie mamy w środowisku przygotowanych Polaków - specjalistów europejskiego kulturowego markietyngu, a których dziś przygotowuje Wileńska Akademia Sztuk Pięknych. Bo ci, co mają władzę i pieniądze nie widzą takiej potrzeby. I jeżeli tak będzie nadal, a imprezy będą przebiegały jak przebiegają w starym niezmiennym stylu, a ton im będą nadawać ludzie od sztangi i prostackiej polityki - nastąpi czas, że naszą polską kulturę wileńską przejmą na chłodno i bez serca, na zasadzie maskotki, inni.

Przed kilku dniami, jak i należało oczekiwać, Sąd Konstytucyjny potwierdził swoje postanowienie ze stycznia br. o tym, iż poseł na Sejm nie może jednocześnie pełnić obowiązku radnego i że decyzja Sejmu pozwalająca występować takim osobom w obu postaciach do pierwszej sesji samorządowej włącznie jest niezgodna z Konstytucją.

Nie ma więc najmniejszej wątpliwości, iż w związku z powyższym w najbliższym czasie Sąd Administracyjny uzna wybory G. Pavirżisa na mera miasta Wilna za nieważne, co za sobą pociągnie potrzebę przeprowadzenia nowych. Jak wynika z dostępnych informacji były mer A. Zuokas posiada obecnie poparcie większości i są wszelkie podstawy ku temu, że ponownie obejmie uprzednio zajmowane stanowisko. W tej sytuacji akcjonariusze Tomaszewskiego i Januđauskienë widocznie się znajdą, mówiąc z litewska, "durniaus vietoj", co w popularnym nie dosłownym tłumaczeniu na język polski oznacza, że "słowo się rzekło - kobyłka u płotu". Bo twierdzić obecnie, po trzech latach koalicji z liberałami i konserwatystami, iż są oni kryminalistami, deklarując jednocześnie dozgonną wierność nowemu koalicjantowi w osobie socjaldemokracji, określaną głośno przed zmianą koalicjanta przez tychże akcjonariuszy nie inaczej jak wrogą antypolską siłę - jest co najmniej nierozważne. Przyjdzie się więc robić u wielkiego brata za pajaca, wisieć na pasku i całować..., nawet jeżeli będzie stamtąd nieprzyjemnie pachniało. Bo jest to już ostatnie oparcie, kolejnego koalicjanta już się nie znajdzie, trzeba się będzie więc mocno wysilać, aby się przypodobać. I tam, gdzie warto by było warknąć - trzeba będzie liznąć. Zresztą komu jest tak naprawdę potrzebna partia dwóch działaczy, których pozycja - to nie mieć żadnej pozycji , i których już mają dosyć nawet radni wewnątrz samej Akcji, porzucający powoli zdążającą na dno organizację.

Inna rzecz, że te wydarzenia na jakiś okres pozostawią w społeczeństwie litewskim opinię o nas, Polakach, jako ludziach zdradliwych i niesłownych, o niskiej kulturze politycznej, co szkodzi dla nas wszystkich. Będzie więc nauczka, że nie można dopuszczać do liderowania w społeczeństwie osoby nieodpowiedzialne, niestabilne, dbające wyłącznie o interes prywatny, traktujący społeczeństwo wyłącznie przedmiotowo.

Miejmy też nadzieję, że zaczną nareszcie myśleć i czuć się współodpowiedzialni za to, co się dzieje w środowisku również liderzy polskich organizacji społecznych, którzy wbrew prawu zrzekli się samodzielności na rzecz organizacji politycznej i popierali albo milcząco tolerowali wszystkie wybryki Tomaszewskiego, Mackiewicza i im podobnych, a których o przyczynie ostatniej kardynalnej "zmiany kursu" nikt nawet nie raczył poinformować.

Ryszard Maciejkianiec

Nasz Czas 20/2003 (609)