Nasze wywiady


Z honorem i po obywatelsku

Rozmowa z Zygfrydem Raczkowskim, kandydatem na posła na Sejm RL w Antokolskim Okręgu Wyborczym nr 3, dyrektorem komercyjnym "Centro kubas"

Panie Zygfrydzie. Przed paroma tygodniami przedstawiliśmy Pana jako jednego z nas - wileńskiego Polaka, tkwiącego korzeniami tu przez wieki. Dziś chcielibyśmy zapytać o Pana zapatrywania na procesy społeczne i polityczne w państwie i w naszym polskim społeczeństwie, i jaka mogłaby być w tym rola Polskiej Partii Ludowej?

Jesteśmy najmłodszą na Litwie organizacją polityczną, reprezentującą jeszcze niedużą grupę ludności. A problemów jest tak wiele, że wystarczy na wielką organizację i długie lata. Przede wszystkim problem globalny - jaki jest stan naszego państwa i czy jest to państwo w pełnym tego słowa znaczeniu, a jego mężowie stanu pilnują ogólnonarodowego interesu, czy też jest to pewna imitacja, a partyjni przywódcy, zajmując decydujące stanowiska we władzy pilnują bardziej osobistego i grupowego interesu, niż interesu państwa, i czy mają wizję przyszłości nie na jedną kadencję? Zresztą są to raczej pytania retoryczne, bo skąd mogła się pojawić odpowiednia kultura polityczna za te kilka lat, tym bardziej iż rządzą w zasadzie ci sami ludzie, co i w czasach sowieckich.

Od czego więc należałoby, Pana zdaniem, zaczynać?

Zaczynać żmudny proces wychowania społeczeństwa, aby ludzie zechcieli poprzez swoje zachowanie się bronić honoru - w rodzinie, w pracy, na jakimkolwiek stanowisku. I tutaj jest ważna każda inicjatywa, w tej liczbie i naszej partii dopiero co nabierającej siły i doświadczenia.

Bo jeżeli człowiek nie ma honoru albo źle ma pojęty honor, kiedy, jeżeli nie kradniesz tak jak wielu, jeżeli nie oszukujesz, jeżeli nie kłamiesz-jesteś czymś gorszym, jesteś nikim, "białą wroną" - to demoralizuje kolejnych i kolejnych.

Czyli mamy państwo, mamy rząd, premiera, Sejm, prezydenta, samorządy, całą armię "sług ludu" - urzędników z limuzynami, z całym połyskiem, którzy są wybrani, aby pomagać obywatelom, przyjmować dobre, sprzyjające rozwojowi ustawy, aby dobrze się żyło wszystkim - nam, kobietom, dzieciom, osobom starszym, aby dobrze funkcjonowały medycyna, kultura, oświata. I niby to wszystko jest, ale jak to działa?

Świeży przykład. Eksprezydent Adamkus chce wybudować dom w Turniszkach. Logika zrozumiała - w Turniszkach, gdzie już jest ochrona, nie trzeba będzie utrzymywać dodatkowej. Adamkus chce dom zbudować za swoje pieniądze. Rząd natychmiast proponuje 400 (czterysta ) tys. Lt na projektowanie. Jakie szastanie naszymi pieniędzmi! Przecież za takie pieniądze można dom wybudować, a nie tylko sprojektować! Więc gdzie, w czyich kieszeniach te pieniądze osiadają? I tak w zasadzie na każdym szczeblu władzy trwa przepieranie pieniędzy - naszych pieniędzy, które trafiają do budżetu jako pobierane od nas podatki. I najgorzej, że większość tego jeszcze nie rozumie, ponieważ w nas siedzi straszliwe pojęcie bliżej nieokreślonego socjalistycznego wspólnego dobra - jak kradniesz z państwowej kasy - bierzesz jakby niczyje. A biorą przecież jednoznacznie z naszej kieszeni, ze wspólnej kasy państwowej. I jeżeli jedni zapuszczają ręce coraz głębiej - to pozostałym pozostaje coraz mniej.

A różne kredyty zaciągane przez państwo? Na co one idą, do czyich rąk trafiają? A odsetki będziemy płacić my wszyscy - całe społeczeństwo.

Wyraźnie więc widać, że u rządzących jakby brakuje odpowiedzialności i poczucia prawdziwego obywatelstwa?

Właśnie. Teoretycznie jakby to wszystko jest jasne. Ale jak to zrealizować w życiu, na praktyce?

Polacy i inne mniejszości, że tak powiem, w pewnym sensie zostali dodatkowo odepchnięci. To jak w rodzinie, gdzie oprócz wspólnych dzieci jest jeszcze dziecko jednego z rodziców, które może być potraktowane po macoszemu. Ale po to jest w rodzinie ojciec, aby wszystkie dzieci czuły się jednakowo dobrze. W tym jest rola państwa, jej władz, aby budować wspólnotę obywatelską bez wydzielania jednych i odpychania innych. Bo nie trudno sobie przedstawić zachowanie się dziecka, jego przywiązanie do rodziny w młodości i później, jeżeli ono nie odczuje dziś matczynego ciepła.

Szczególnie dziwi i zastanawia, kiedy zamiast dialogu czy rozwiązywania problemów nasze władze zaczynają mówić, że w Polsce jest tak a tak. A przy czym tu Polska? Przy czym tu jakieś parytety? Mnie nie obchodzi, co się dzieje w Sejnach i dlaczego tam nie ma szkoły. My jesteśmy Polakami, ale obywatelami Litwy, i dlatego mnie w zasadzie nie ciekawi, co polskie władze robią w Sejnach. Może najwyżej ze zwykłej ludzkiej solidarności czy ciekawości, a już w żadnym wypadku nie dlatego, żeby się denerwować i uzależniać nasze losy od tego, co zrobią polskie władze w stosunku do własnych obywateli.

Twierdzenia tego rodzaju, że Litwini w Sejnach tego a tego nie mają, więc i wam Polakom na Litwie się nie należy - należy uznać co najmniej za nieporozumienie. Więc czego czekać? Aż nasze państwo zadba o Litwinów w Polsce, a potem dopiero o nasze sprawy, sprawy obywateli Litwy?

I jeżeli to trwa przez lata, a obywatele nie czują wystarczającej o nich troski, widząc w tym czasie, jak ludzie władzy załatwiają własne interesy, to tracą cierpliwość. A co już mówić o ludności polskiej, już drugie dziesięciolecie ubiegającej się o zwrot ziemi, a która na jej oczach jest rozkradana i rozdawana przez władze samorządowe i centralne na lewo i na prawo? Skąd więc może się umacniać poczucie obywatelstwa z wynikającymi stąd obowiązkami, których skrupulatnie pilnuje państwo, i prawami, których państwo nie chce przestrzegać i respektować?

Jest więc jednym z ważnych zadań naszej obecności w Sejmie, aby właśnie na te sprawy zwracać uwagę, aby powoli zmieniać tryb rozumowania i postępowania polityków wobec swoich obywateli, wobec odpowiedzialności za losy ludności i państwa. Czyli mieć strategię, której trzeba podporządkować poszczególne kroki i działania.

Zobaczmy w aspekcie historycznym. Mickiewicz, Piłsudski i wielu innych mówili, że są Litwinami. Czy Mickiewicz, pisząc o Litwince miał na myśli dziewczynę mówiącą po litewsku? Oczywiście, że nie. Miał na myśli, iż była ona mieszkanką określonego terytorium. Nasza ludność się obraziła nawet wtedy, gdy o tym powiedział papież. Więc dlaczego? Coś jest tutaj nie tak. Dla przykładu, jeżeli Turek, w związku z jego obywatelstwem będzie nazwany Niemcem - przyjmie to normalnie. A kiedy go zapytamy o jego pochodzenie - odpowie oczywiście, że jest Turkiem. Moim zdaniem niepotrzebnie jest upolityczniane pojęcie narodowości. A po drugie jest to również wykorzystywane przez rządzących do rozgrywek jak wewnątrz kraju tak i w polityce zagranicznej, w przetargach z sąsiednią Polską. I to się rozkręca w czasie, gdy dążymy do zjednoczenia Europy. Dziwne nieprawdaż?! A politycy mają z tego nie tylko zajęcie, ale i dochody, robiąc na tych problemach biznes. Ty jesteś Litwinem, a ty Polakiem - więc ty jesteś obywatelem, a ty nie całkiem? Tak przecież być nie może.

A wracając do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego - o jego mieszkańcach mówiono - a wy tam Litwini, chociaż większość z nich nie znała przecież języka litewskiego.

Jaką więc drogą powinni byliby Pana zdaniem iść Polacy?

Myślę, że usamodzielnianie się Polaków na Litwie, samookreślanie się i zaprzestanie dryfowania między Litwą a Polską powinno przebiegać bez upolityczniania tych procesów, starając się maksymalnie być obywatelami Litwy, spełniając należne obowiązki i mając jednocześnie pełne poczucie posiadanych praw, maksimum wysiłku poświęcając zachowaniu i rozwojowi oświaty, kultury i tradycji. Rozwijać kontakty, współpracę, organizować spotkania, budować nasze społeczeństwo jako otwarte, wolne, a nie jako wylęknione i siedzące w okopach, jak to dziś odczuwamy na Ziemi Wileńskiej.

I trzeba tę naszą przyszłość budować szczerze, otwarcie, życzliwie, bez żadnych niedomówień. I nie dać tych idei splamić, czy poprowadzić polskie społeczeństwo w innym kierunku.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał R. Maciejkianiec.

Nasz Czas 19/2003 (608)