OBSERWACJE Z USA


Andrzej Targowski

Wojsko Polskie w Iraku

Po 61 latach, Wojsko Polskie (WP) będzie w 2003 r. w Iraku po raz drugi, od kiedy II Korpus przyjechał w 1942 r. i stał tam (na północy) aż 2 lata (do czasu wyjazdu do Włoch), teraz być może jeszcze na dłużej i dla odmiany na południu. Nawiasem mówiąc, akcja ta jest jakby kontynuacją misji Jana Sobieskiego (1683), bowiem Irak jest świeżym państwem, utworzonym przez Brytyjczyków po I wojnie światowej, po upadku Imperium Ottomańskiego. WP będzie dowodzić jedną z trzech stref, obok amerykańskiej i brytyjskiej. Moim zdaniem jest to "spóźniony" rewanż za brak polskiej strefy w Niemczech po "wygranej" przez nas II wojnie światowej.

Sprawa okupowania Iraku przez WP otwiera drugą wielką dyskusję, po sprawie wejścia/nie wejścia Polski do UE. I znów racje pragmatyczne ścierają się z racjami polskiej, światowej polityki. Do tych pierwszych zaliczyć trzeba brak przygotowania planistycznego WP do budowania państwa irackiego, nie mówiąc o słabej znajomości języka angielskiego wśród wojskowych. Sprawę kosztów nie uważam za kluczową, bowiem Amerykanie pokryją wydatki WP w Iraku.

Czy te braki powinny powstrzymać wysłanie WP do Iraku, aby uniknąć ryzyka? Moim zdaniem wręcz odwrotnie, rozwój WP będzie wtedy realny, gdy będzie odbywał się w oparciu na rzeczywistych akcjach/projektach. Tak jak ma to miejsce w przypadku armii amerykańskiej czy brytyjskiej. Są one dlatego nowoczesne i sprawne, bowiem mają odpowiednie doświadczenia wojenne.

WP, które odgrywa tak centralną rolę w mentalności narodowej Polaków, ma wiele do odrobienia w ostatnich 350 latach, czyli od czasu potopu szwedzkiego. Żeby skrócić rozważania, przypomnijmy słabe przygotowanie WP do II wojny światowej, czy zmarnowane doświadczenie z tej wojny. Tu mam na myśli rozproszenie po świecie doświadczonych wojskowych z WP na Zachodzie i zrusyfikowanie polskiej kadry dowódczej w PRL w archaicznych systemach sowieckich, które nawet przetrwały po 1956 r. Po wejściu Polski do NATO okazało się, jak WP daleko odstaje od zachodnich norm wojskowych.

Jeśli WP ma być nowoczesne i sprawne to musi zbierać doświadczenie i uczyć się od najlepszych, o ile to możliwe z dala od swojego terytorium. Tak np. rozwijają się sportowcy czy inżynierowie lub naukowcy. Żeby być dobrym tenisistą, trzeba grać z lepszymi zawodnikami, żeby być dobrym inżynierem, trzeba projektować i realizować trudne zadania, aby być wybitnym uczonym trzeba pracować w najlepszych laboratoriach i brać udział w konferencjach z udziałem najlepszych naukowców. Wojskowym nie wystarczy tylko sala wykładowa, czy stół do gier wojskowych lub poligon z dymiącymi petardami. Wojskowi nie powinni bać się prochu, bo taki jest ich zawód.

Racje wynikające z polskiej światowej polityki są tego typu, że po raz pierwszy od wielu wieków Polska zasiada przy stole obok tych państw, które decydują o losie świata jako niemal równy, przynajmniej politycznie, partner. Zamiast wspominać stale o tym jak "wielką" była kiedyś Polska, mamy teraz szansę na to, by Polska była nie tyle znów "wielka", ale przynajmniej ważna. Kiedy kardynał Wojtyła został papieżem staliśmy się "ważni" po raz pierwszy w XX w. Teraz możemy po raz drugi stać się ważni, moi koledzy na uczelni patrzą się na mnie teraz...inaczej, coś musi być ciekawego w tych Polakach, skoro mają dowodzić jedną z 3 stref w Iraku. Pomimo, że Francuzi nas "strofują" za zbytni amerykanizm, a Niemcy uważają nas za "trojańskiego osła," to gdy polski prezydent A. Kwaśniewski mówi z trybuny Parlamentu Europejskiego w maju 2003 r., że rozwój UE nie może być oparty na anty-amerykańskości i anty-NATOskim podejściu, to wszyscy go słuchają i nie uważają, że jest to pusto-słowie. A Trójkąt Weimarski, do którego wchodzą Francja, Niemcy i Polska ma swą sesję w maju 2003 r. we Wrocławiu, gdzie prezydent Francji i kanclerz Niemiec muszą "dwoić się i troić," aby przypodobać się trzeciemu partnerowi znad Wisły, który ma specjalne względy w chwilowo "zamkniętym" dla nich Waszyngtonie.

Oczywiście zbudowanie państwa irackiego po wojnie w 2003 r. jest zadaniem olbrzymim nie tylko dla WP, ale i dla amerykańskiego oraz brytyjskiego wojska. Warto zauważyć, że przygotowania do transformacji Niemiec, Japonii i Włoch po 1945 r. były od 1942 r. planowane przez 3 lata w ramach projektu ECLIPSE i zakończyły się sukcesem w Europie po 3 latach. Podobnie transformacja Japonii zakończyła się sukcesem, jej pierwsza faza trwała 2 lata. Polacy jakby nie było zrealizowali aż 350 projektów w Iraku a od wielu lat WP bierze udział w misjach pokojowych ONZ. Czas teraz, by podjąć się bardziej złożonych zadań i uzyskane doświadczenia spożytkować czy to w kraju, czy w innych krajach w ramach globalnego świata.

O kłopotach WP w Iraku niech świadczą możliwe konflikty między Sunitami i Szyitami, między klerykami a świeckimi, między emigrantami politycznymi a miejscowymi politykami, między Kurdami a Turkmenami, między nowymi politykami a starymi Baasistami, czy grożące interwencje Turcji czy Iranu. Amerykanie planują "budowanie państwa irackiego" w ciągu 6 do 7 lat w ramach 4 faz; bezpieczeństwa (3-4 m-cy), stabilizacji (do 1 roku), instytucjonalizacji (2 lata), przekazania (do 2 lat). Nawiasem mówiąc podobne fazy autor i jego współautorzy zaproponowali w książce Wizja Polski, wydanej po raz pierwszy w 1995 r. Podejście fazowe unika syndromu robienia wszystkiego na raz, co prowadzi do bałaganu, jaki ma miejsce teraz w Polsce. No coż, nikt nie jest prorokiem w swym kraju. Miejmy nadzieję, że nauka planowania z Iraku przyda się Polsce, w której transformacja budzi wiele wątpliwości i niezadowolenia społecznego.

Po wejściu Polaków do Unii Europejskiej warto jest także wejść do Iraku, aby przez to wyzbyć się zaściankowego myślenia i uczyć się od najlepszych. Dla sceptyków dodam, że "lepiej z mądrym stracić niż z głupim wygrać."

Nasz Czas 18/2003 (607)