Naczelny ma głos


Było, minęło...

Unijne referendum zakończone pozytywnym wynikiem w zasadzie zamknęło dyskusję "za" czy "przeciw". Naród powiedział swoje słowo, politycy postawią kropki nad "i". Mimo zadawalającego wyniku pozostają fakty, które budzą niesmak, i które nie powinny mieć miejsca w przyszłości. Już we wspólnej Europie.

Pomysł polityków, aby tym, którzy wzięli udział w głosowaniu (czego dowodem była zielona nalepka w kształcie mapy Litwy), sprzedać po jednej butelce piwa za symboliczny cent, inaczej jak brakiem szacunku wobec swego narodu, swoich obywateli nazwać nie można. Szczególnie poniżający był tryb wykonania tego pomysłu - w ciągu całego dnia telewizja i radio ogłaszały, że sprzedaż butelki piwa (ewentualnie opakowania proszku do prania) nastąpi tylko po godzinie 19 i że ilość towaru jest ograniczona. Można sobie wyobrazić co się działo w T-marketach, i jak szyderczo ze swoich obywateli mogli się pośmiać politycy - pomysłodawcy. Bo w odróżnieniu od tych, co się tłoczyli w sklepach, nie muszą przecież wytrwać z rodzinami za kilkaset litów miesięcznie.

Godny odnotowania jest również fakt zmiany zwyczaju głosowania na Ziemi Wileńskiej. O ile dotychczas największe nasilenie komisje wyborcze odnotowywały w południe - przed i po nabożeństwach w kościołach, o tyle w czasie referendum unijnego, jak wykazują liczby, najbardziej tłumnie przed urnami wyborczymi było w ostatniej, już ciemnej godzinie głosowania między 21 i 22. Dla przykładu w rejonie wileńskim za 27 godzin sobotniego i niedzielnego głosowania do urn przyszło tylko 41 proc. wyborców - za pozostałą do zamknięcia urn godzinę - aż 11 proc. Widocznie podwileńscy wieśniacy już z europejska na sobotę i niedzielę udali się za wioskę na weekend i głosowali właśnie po powrocie. Warto to mieć na uwadze przy kolejnych wyborach.

Z okazji referendum popularny tygodnik "Veidas" zamieścił reportaż z Turgiel, mieszkańcy których w 30 kilometrach od Wilna żyją w całkowitej beznadziei i letargu. Na pytanie pisma, kto wyprowadzi ludzi tego historycznego miasteczka z tragicznej beznadziejności, możemy jednoznacznie stwierdzić, iż na pewno nie liderzy Akcji, którzy dziś tam rządzą i są głęboko "zapatrzeni w siebie". A jak wykazały dziesięcioletnie niezmienne ich rządy - nie mają żadnej wizji przyszłości naszych małych ojczyzn, poczucia solidarności z tymi, których głosami zostali wybrani, ograniczając swoją działalność głównie do propagandowych imprezek. Niestety, sytuacja się nie zmieni dopóty, aż ludność polska odważy się powiedzieć "nie" tej wewnętrznej okupacji i takim działaczom jak Janušauskiene, Tomaszewski, Talmont czy Palewicz. I jest to sprawa nie tylko czasu - ale też beznadziejnie straconych lat.

Ryszard Maciejkianiec

Nasz Czas 18/2003 (607)