Czas


Stanisław Cat - Mackiewicz

Czy likwidujemy Wilno?

Zamieszczając jeden z codziennych artykułów Stanisława Mackiewicza (Cata), napisany w zupełnie innych warunkach politycznych chcielibyśmy zwrócić uwagę na co najmniej dwie tezy, ważne i jak najbardziej aktualne w obecnych warunkach - rozwijanie samorządności i potrzebę wykorzystania regionalnej specyfiki i regionalnej inicjatywy, która w warunkach wspólnej Europy nabiera szczególnego znaczenia.

Wilno już w XIV, XV, XVI wieku leży na granicy obszarów zamieszkałych przez ludność mówiącą po litewsku, a obszarów o ludności ruskiej. Powstające wtedy państwo: Wielkie Księstwo Litewskie nigdy nie nosi charakteru państwa narodowego, a wyraz Litwin oznacza tak dobrze szlachcica spod Orszy, jak szlachcica spod Telsz, czyli oznacza on przynależność państwową, później prowincjonalną. Można powiedzieć, że to geograficzne położenie Wilna, zapewniające w samej stolicy przewagę czynnikowi państwowemu nad czynnikami narodowościowymi, było kluczem takiej właśnie budowy państwa, że na tym polega tajemnica wileńska. Państwo polskie otworzyło tym kluczem serca Litwinów i sobie drogę na wschód. Wiemy z historii, której nigdy fałszować nie należy, bo fałsze historyczne pozostają politycznie zawsze bezpłodne, jałowe i rosyjscy historycy fałszujący dzieje na wyścigi i na obstalunki nic na tym nie wskórali - wiemy, że jednak problemy i językowe, i zwłaszcza religijne w starym Wilnie i w całym kraju istnieją i jątrzą przez cały czas trwania Rzeczypospolitej "obojga narodów". Wiemy, że inną politykę cerkiewną stosował Witold, inaczej występował Lew Sapieha, gorący katolik, lecz obrońca wolności i schizmatyków, a inaczej błogosławiony Józefat Kuncewicz1 . Jesteśmy dziś bogaci w doświadczenia, że tylko katolicy pozostali wierni tradycji polskiego państwa i tylko katolicy naszego kraju zdwoili podczas niewoli swą miłość do Polski, lecz wiemy także, że na dziejach dawnej Rzeczypospolitej nader ujemnie odbiły się takie błędy, jak niewprowadzenie duchowieństwa wschodnich obrządków do senatu. Wiemy zresztą z przykładów ukraińskiej polityki polskiej, że nasza dawna Rzeczypospolita często okazywała brutalność, gdy wskazany był liberalizm, jednocześnie okazując anarchię, niemoc i sejmową gadaninę w chwilach wymagających demonstracji siły, stanowczości i oręża. Wiemy także, że walka socjalna to główny sprzymierzeniec Rosji. Tajny radca najbardziej reakcyjnego z monarchów, prawdziwego "białego terrorysty" - jak by dziś powiedziano, Mikołaja I, pozwala sobie zawołać pod adresem Chmielnickiego: - "największym błędem i zbrodnią wobec rosyjskości Chmielnickiego jest to, że nie poszedł na Mazowsze za czasów elekcji Jana Kazimierza i nie wywołał w Polsce całej socjalnego przewrotu..."

Tę przestrogę Rosjanina złotymi głoskami warto zapisać przed oczami tych, którzy formują dziś politykę polską na polskim wschodzie.

Ale nie dlatego zamieszczamy historyczną aryngę2 do naszego artykułu, aby powtórzyć raz jeszcze tezę, że hasła socjalne to wróg zajadły państwa polskiego na wschodzie. Dziś chodzi nam tylko o samo Wilno. Chodzi o wykazanie, że w tym mieście zawsze kwestia narodowa litewska, narodowa ruska i czynnik państwowy wpierw polski, później rosyjski przecinały się z sobą. Wilno jest miastem, w którym przecinają się linie wielkich problematów politycznych. Wilno to klucz do tych problematów. Kwestia litewska, białoruska, rosyjska, przyszłość Bałtyku, polityka dotycząca wybrzeża bałtyckiego, ekspansja Kościoła rzymskiego, opór Cerkwi, idea państwa i jej rywalizacja z nacjonalizmami - żadna z tych kwestii nie może być poruszana, rozstrzygana bez tego, aby duszą dyskusji nie było w niej Wilno. Weźmy kwestię litewską, sprawę republiki kowieńskiej. Wilno nas z kowieńskimi Litwinami i dzieli, i łączy. Dzieli: bo polityka kowieńska napręża wszystkie swe siły, aby gwałtem i przemocą Wilno nam odebrać. Łączy: bo oto Wilno, miasto polskie, jest ukochaną stolicą w marzeniach Litwinów, jest dla nich miastem świętym, wymodlonym, jak Mekka dla Arabów, jak Jeruzalem przez Żydów.

Wyznaję, że argument, który mnie najwięcej zabolał, dotknął, to uwaga Litwina kowieńskiego: "Dla nas to Wilno byłoby stolicą z bajki, a dla Polski jest ono mizernym kopciuszkiem".

Wrażenie tej przykrej uwagi zatrzeć może tylko wspomnienie dni okupacji niemieckiej. W bólu i nędzy odzyskiwało Wilno swą polskość. A jakież sentymentalne, jakie czułe, jakie rzewne wspomnienia mają o okupacji niemieckiej ci wszyscy, którzy ją tu przebyli. Jak wtedy miłość Polski, miłość języka polskiego, polskości uderzyła zarówno w sercach dzwonów kościelnych, jak serduszkach dziecinnych pierwszych szkół i szkółek polskich. To są niezapomniane wspomnienia i wrażenia z tego głodnego, upokarzanego, poniewieranego Wilna, które jadło chleb z kasztanów, kunsthonig3, i połykało własne łzy szczęścia na myśl, że może tu będzie Polska. Heroizm polskiego Wilna za czasów okupacji, to najładniejszy ton w sentymentalnym stosunku do Wilna, do miasta białego baroku i żółtych liści jesiennych.

A teraz musimy zapytać: czy likwidujemy Wilno? Wilnianie kochają swe miasto i dlatego może dotychczas takie pytanie głośno stawiane nie było. Lecz właśnie strach płynący z przywiązania wypowiedzieć je każe.

Bo oto dziś Wilno jako centrum przemysłu czy handlu tak na dobre jakby nie istnieje. Inne miasta, jak Warszawa, Poznań, co miesiąc się europeizują. Warszawa imponuje ruchem ulicznym przerastającym już szczupłość jej ulic. Wszędzie widać postęp wywołany powrotem dobrobytu, pracy, ożywienia. Wilno jest puste, pokraczne i karykaturalne. Te autobusy podskakujące na kocich łbach przedpotowego bruku to przecież karykatura europejskości. Nie piszemy tu żadnego magistrackiego artykułu, nie chcemy wspominać o wodociągach, budowie domów, sprawach municypalnych. Chodzi nam o to, że w latach już powojennych przeobraził się Belgrad, przeobraziło się Kowno, wszędzie, gdzie nastały nowe polityczne warunki, dały one rozpęd, dały siłę, wznieciły ambicje. Wilno nie postępuje, Wilno się cofa w swoim wyglądzie, w swoim znaczeniu, traci swój autorytet.

Jako centrum kulturalne Wilno także niewiele znaczy. Gdy otwierano Uniwersytet Batorego, nie znano jeszcze granic, lecz myślano, że przez kordony, granice przekradać się będzie młodzieniec głodny światła do tej wielkiej latarni, którą zapaliła polska władza. Nic z tego. Nikt się do nas nie przekrada, chyba Żydki z Łodzi na medyczny fakultet, ale z tego niewielka pociecha.

Pozostali tylko ludzie o dużej kulturze. Ludzi tych zaczęła wciągać Warszawa, teraz coraz intensywniej. Tam się przenoszą, tam giną zresztą w ciżbie, pozostawiając po sobie lukę, pustkę, szarość, nudę.

Pierwsi wnieśliśmy tu sztandar regionalizmu.

To byłoby lekarstwo.

Prasa demokratyczna jak papuga zaczęła powtarzać o regionalizmie, zapominając, nie wiedząc, że regionalizm ma swoje tak i swoje nie.

Regionalizm polega na wyciągnięciu sił z elementów miejscowych, czyli w języku realnym polega na samorządzie. Szeroki samorząd jest niezbędny dla urzeczywistnienia idei regionalizmu.

Otóż szeroki samorząd jest niemożliwy przy takim idiotyzmie, jak obecne głosowanie powszechne.

Brak lokalnego samorządu zabija parlamentaryzm. Parlamentaryzm się ostał tylko tam, gdzie z dawna istniał prawdziwy samorząd lokalny. Dowodzą tego dobitnie przykłady Anglii, gdzie parlamentaryzm triumfuje, oraz Włoch i Francji, gdzie parlamentaryzm zbankrutował czy bankrutuje. Tylko samorząd lokalny może wyrobić, wykształcić obywatela, tylko on zakłada fundamenty pod parlament!

Ale głosowanie powszechne zabija zarówno parlamentaryzm, jak samorząd. Głosowanie powszechne zabiło parlamentaryzm w Polsce. Dziś byłoby absurdem żądać u nas szerokich kompetencji dla samorządu, skoro głosowanie powszechne zniekształca wygląd ciał samorządowych.

Dopóki istnieje głosowanie powszechne, dopóty niemożliwy jest u nas samorząd, a więc idea regionalizmu trudna do urzeczywistnienia.

Artykuł niniejszy należy do rzędu "pytań bez odpowiedzi". Pytamy się: "czy likwidujemy Wilno". Oczywiście nie. Nie leży w intencjach rządu centralnego w czymkolwiek zaszkodzić Wilnu. Właśnie teraz Wilnianie tam zasiadają, prawie - Wilnianin rządzi. Zdają oni sobie doskonale sprawę, że nadal w Wilnie przecinają się te linie wszystkich zagadnień, które wymienialiśmy, że nadal Wilno jest kluczem do wielu problematów, że trzeba nie tylko ten klucz utrzymać, lecz uważać, aby pozłota z niego nie zlazła.

Lecz cóż! Warunki ekonomiczne specjalnie Wilna, a ustrój całego państwa podały sobie ręce, aby Wilnu szkodzić. W oczach naszych Wilno marnieje. To jest prawda, to jest rzeczywistość. Jak temu zaradzić? - Nie wiemy. Konstatujemy tylko tu rzeczywistość, która stała się tak jaskrawą, że nie można jej zamilczeć, leczyć ją i jej przeciwdziałać tylko milczeniem.

"Słowo" 27 X 1927.

Na zdjęciu: Stanisław Cat - Mackiewicz

Przypisy

1Józefat Kuncewicz - grekokatolicki arcybiskup Połocka (1617); propagator Unii Brzeskiej na Białorusi; zamordowany przez przeciwników Unii w Witebsku (1623); kanonizowany (1867). Pierwszy święty obrządku wschodniego w Kościele katolickim.

2 Arynga - szablon, wzór

3 Kunsthonig - miód sztuczny.

Nasz Czas 18/2003 (607)