Felieton


Andrzej Niewinny Dobrowolski

Akwarium

Siedziałem w poczekalni u dentysty, obserwując duże akwarium. Zauważyłem, że jedna z rybek, mniejsza od reszty, niepozorna, szarobura, wykazywała wyraźnie większą ruchliwość od pozostałych. Podpływała na przykład do mozolnie zajętych czyszczeniem szklanej ściany czy też przeczesujących denny żwirek, jakby prowokując je do zwady. A to szturchnęła którąś w ogon, to znów śmignęła błyskawicznie przed pyszczkiem innej, wytrącając skalary i welonki z ich majestatycznej rybiej powagi.

Pierwszą moją myślą było, że fachowcy od instalowania akwariów w poczekalniach wiedzą, co robią i zapewne rozmyślnie umieszczają taką właśnie agresywniejszą z natury burzycielkę społecznego spokoju,żeby nam, wlepiającym z nudów oczy w rybie przedstawienie, było weselej.

I tak niewątpliwie jest.

Jednak ta myśl z braku towarzystwa przywołała zaraz drugą: "A z nami, z ludźmi, czy nie jest aby podobnie? Czy natura, dbając o ruch w interesie, nie wyznacza czasem jakiegoś skromnego wzrostem i siłą gatunku, który zaczepiałby, mącił i prowokował, iżby nie było za spokojnie? Wszak podstawową cechą życia nie jest spokój, a niepokój właśnie. Jeśli zaś by tak było, dlaczego akurat spełnianie owej roli nie miałoby przypaść nam, potomkom nadwiślańskich plemion?"

Gdyby komuś przyszło do głowy tak właśnie spojrzeć na sprawę, historia ostatnich kilkudziesięciu wieków mogłaby dostarczyć niejednego dowodu na jej prawdopodobieństwo. Z jednej strony posiadamy wspólny z resztą stadnego stworzenia instynkt do organizowania się w gromadę, z drugiej zaś nie potrafimy na dłużej wytrwać w niezmienionym porządku społecznym. Jak gdybyśmy się lepiej czuli w rozproszeniu, każde z osobna spełniając powinność rybki mobilizującej inne do ruchu i działania.

W obserwowanym przeze mnie akwarium szarobury maluch wprawiający w taniec całą resztę występował solo. Co by się jednak działo, gdyby podobnych osobników znajdowało się tam więcej?

Łatwo to sobie wyobrazić, przenosząc wzrok na najbliższe otoczenie. "Jedna rybka - czarująca istota; dwie rybki - zamęt; trzy rybki - poważna sprawa międzynarodowa", gdyby ulec pokusie sparafrazowania żartu Woltera o Polakach, przypomnianego przez Normana Daviesa w Sercu Europy.

Oczywiście nie rezerwuję owego przywileju wyłącznie dla na naszego nadwiślańskiego gatunku; bez trudu dałoby się wymienić przynajmniej jeszcze kilka innych, choćby przybyszów ze Wschodu, z którymi dziwnie zżyliśmy się, jak swój ze swoim.

W tym kontekście - dalej pół żartem, ma się rozumieć - niewykluczone, bardziej zrozumiała mogłaby być niechęć otoczenia do naszego permanentnego skupiska. Kto wie, czy nie wydajemy się atrakcyjniejsi w stanie rozproszenia? Dlatego, gdy tylko udaje się nam nieco dłużej wytrwać w zwartej grupie, natychmiast budzą się ze snu najróżniejsze siły, aby ten stan zmienić.

Wskutek raczej przypadkowych okoliczności, części światowej populacji nadwiślańskich rybek, udało się ostatnio skupić w jednym i tym miejscu. Mimo rozpaczliwych prób, o stworzeniu jakiego takiego porządku nie mogło być oczywiście mowy, bo i jak? Silniejszemu instynktowi nakazującemu rozprzestrzenianie się przeciwstawić o wiele słabszy popęd gromadny? Próbowano i tak i siak, jednak zawsze bezskutecznie. Trzeba się było w końcu poddać i poprosić o pomoc.

Okazja nadarzyła się sama, bo właśnie kilkoro sąsiadów łączyło się w większe stado. "Słuchajcie - powiedzieliśmy - "zajmijcie się naszym podwórkiem, bo jak widzicie, kiepsko nam idzie gospodarka na własnym. My w tym czasie odpoczniemy, załatwimy w świecie parę spraw, a potem się zobaczy."

Traktowane w ten sposób połączenie Polski z Unią Europejską jest nie tyle sprawą naszego wyboru, ile dziejową koniecznością, która z czy bez naszej woli i tak się wypełni. Targi, przekomarzanie się, procenty, warunki, referendum - wszystko są to niewarte uwagi pozory, chyba że ktoś lubiłby magiel dla samej jego atmosfery.

Oczywiście pogląd tego typu niejednemu wydać się może fatalistycznym. Mnie się takim nie widzi. Wręcz przeciwnie: Jest to optymalizm natury dążącej zawsze do wyboru najlepszej z podsuwanych przez ewolucję sytuacji.

W tym konkretnym przypadku jest to opcja, która zakłada rozproszenie się chmary nadwiślańskich rybek po świecie, przekazanie administracji zajmowanym dotąd terenem innym, mającym we krwi organizację społeczności osobnikom, którzy z całą pewnością zaprowadzą tu nieobecny na razie ład i porządek.

Tym razem korzystna dla wszystkich zmiana odbędzie się bez przemocy, szarpaniny, kulturalnie i elegancko za zgodą zainteresowanych.

Wywołany,zapewne obawą przed nieznanym, brak zdecydowania pewnej części ogółu, podpowiada niektórym kontynuowanie prób. Z braku lepszych pomysłów proponują oni powtórzenie eksperymentu zaprowadzenia porządku społecznego przez odwrócenie piramidy społecznej wierzchołkiem do dołu, zapominając jakby, że ten wariant był już niedawno przerabiany, a z jego skutków zadowolona jest zaledwie niewielka garstka uczestników. Aż dziwi krótka pamięć.

W podobny sposób dziwić może jedynie fakt, iż z zachowania się jednej małej szaroburej rybki w przepełnionym poczekalnianą nudą akwarium można wysnuć aż tyle różnorakich wniosków. Ale... Skoro od kropli wody można ponoć po suchej nitce zmyśleń dojść do oceanu?

Nasz Czas 17/2003 (606)