Od i do redakcji


Australia moją Macierzą

Szanowna Redakcjo.
Jestem powojennym emigrantem. Przyjechałem do Australii w 1948 roku, gdzie początkowo osiedliłem się w Sydney, a później w Melbourne. Te dwa miasta mają najwięcej polskich emigrantów.

Stara, czyli nasza Polonia, utrzymuje jeszcze swoje zwyczaje i kulturę w różnych organizacjach, wiele z których składa się już tylko z paru osób, bo powoli wymierają. Natomiast nowe pokolenie, (tj. nasze dzieci i wnuki), to są kompletne australijskie " kangury", bo są tu urodzeni i wychowani w duchu australijskim. Tylko bardzo mały ich procent ma jakiś kontakt z polską kulturą. Nie jestem temu przeciwny, bo sam po 55 latach w tym kraju uważam Australię za Macierz, która mnie przyjęła do swego łona, gdy nie mogłem wrócić do ojczyzny z powodu ustroju komunistycznego. Młodsza emigracja, ta z 70 - tych, 80 - tych i 90 - tych lat też nie interesuje się polskością, prawie każdy patrzy, aby gdzieś dobrze zarobić, bo są łasi na pieniądze. Też się im nie dziwię, bo dobrze musieli się wypościć tak jak i wy w latach 1945-1990.

Ja, jak i wielu innych starszych emigrantów, jesteśmy tego zdania, że emigranci powinni przyjąć kulturę i styl życia australijski, o ile są zdecydowani tu się osiedlić na stałe. Ci, co nie chcą się podporządkować, powinni wrócić do ich krajów i nie robić tu bałaganu. Niestety mamy tu dużo imigrantów z różnych krajów, którzy sami nie wiedzą czego chcą i bez lojalności do Australii nie można na nich liczyć. Rząd australijski jest za bardzo tolerancyjny i wiele nowych przybyszów tę słabość wykorzystuje.

Na razie kończę i przesyłam serdeczne pozdrowienia,

Zdzisław J. Wolczko

Nasz Czas 14/2003 (603)