Naczelny ma głos


Prywata ponad interes społeczny

Głośnym echem społecznym odbiły się na całej Litwie wybory mera miasta Wilna, kiedy to awepelowscy akcjonariusze, prowadząc kampanię wyborczą pod hasłem współpracy z rządzącą miastem prawicową koalicją i będąc w jej składzie, nieoczekiwanie w ostatniej chwili dokonali zwrotu na 180 stopni i weszli skład lewicowej koalicji, opartej głównie na socdemokratach i Związku Rosjan. Mówiąc językiem najbardziej popularnym - po prostu oszukali wyborców i dali brudną plamę na całe polskie społeczeństwo, zapominając widocznie, że partia nie ma prawa na wzór ulicznej ladacznicy obnosić się z zadartą spódnicą, zapytując kto więcej zapłaci. Tym bardziej, kiedy się reprezentuje część społeczeństwa, a nie samych siebie i kiedy przypięty obecnie bezpodstawnie dla wszystkich Polaków wileńskich tytuł "zdradzieckich"przez dłuższy okres będzie rzutował na międzyludzkie stosunki litewsko - polskie. Mimo że sprawą partii jest zawieranie sojuszy - niestety ten został zawarty w niezwykle plugawym stylu, nie po polsku, charakterystyczną dla liderów Akcji "poddębną"metodą.

I czy warto w ogóle było zmieniać partnera? Tym bardziej, że nie ma co ukrywać, iż idzie tu wyłącznie o prywatne interesy kilku osób - Tomaszewskiego, Januđauskienë, Balcewicza, Okińczyca i Mackiewicza. Zresztą promując tego ostatniego jako wychowanka "Czerwonego Sztandaru", "Sowieckoj Litwy"i Moskiewskiej Akademii Politycznej przy CK KPSS coraz wyżej i wyżej, jakoś nikt się nie zastanowił co do jego "zasług"wobec polskiego społeczeństwa, w zasadzie sprowadzających się do napisania kilku oszczerczych publikacji na tych, którzy przez lata organizowali polskie społeczeństwo i budowali zaplecze dla jej działalności.

I dlatego poświęcanie dobrego imienia Polaków wileńskich w imię interesów powyższej grupki osób - jest niepomiernie wielką ofiarą, nawet jeżeli w czasie najbliższego referendum na kartach do głosowania zamiast "taip"i "ne"będzie napisane "tak"i "nie".

Bo wymieniane obietnice, jak na uważnego obserwatora, sprowadzają się do zachowania obecnego nieklarownego stanu - i nic ponadto. Tym bardziej, że będąc, dla przykładu, współautorem Ustawy o mniejszościach narodowych w redakcji ze stycznia 1991 roku - zachowanie jej w niezmienionym stanie jest bezsensem. Ewidentnie widoczna jest potrzeba jej nowelizacji, zakładając mechanizm realizacji zawartych w niej praw. To co było dobre przed 12 laty - dziś wyraźnie nie przystaje do zmieniającej się rzeczywistości.

Zresztą każdy nawet w miarę poważny polityk doskonale rozumie, że ustawy nie rozwiązują wszystkiego. Potrzeba jest ku temu odpowiednia atmosfera, którą się nie stworzy poprzez wypinaną propagandowo i na pokaz polskość.

Tym bardziej, że nic o rozwiązywaniu podstawowych problemów, w tym o uczciwym zwrocie ZIEMI. Bo nigdy nie można przecież przyznać za normalność propozycje zwrotu działek rodowitym wilnianom w okolicy Miednik, w tym czasie kiedy na ich niezabudowaną ziemię w Wilnie i okolicy przenosi się własność spod Onikszt czy Kowna. Mówienie o przyśpieszaniu zwrotu, wliczając w to te właśnie dziesiątki tys. nieuczciwie przenoszonych z poparcia AWPL hektarów na ojcowiznę wileńskich Polaków - jest kolejnym oszustwem niezorientowanej ludności.

Ostatnie lata rządów awepelowców na Ziemi Wileńskiej odbywają się z wielką szkodą dla rozwoju demokracji i budowania wśród ludności polskiej poczucia obywatelskiej odwagi i współodpowiedzialności. Próby trzymania lokalnych społeczeństw w strachu i napięciu oraz objęcia ich całkowitą drobnostkową kontrolą ze trony Akcji wyraźnie prowadzą do wynaturzeń i deformacji oraz zwiększania dystansu cywilizacyjnego tych terenów wobec pozostałej Litwy. Dziś, będąc już w składzie rządzącej w państwie koalicji, można oczekiwać ze strony Akcji jedynie na zwiększanie antydemokratycznych posunięć i nacisków. Zresztą ostatnie trzy lata naszych własnych doświadczeń pozwoliły doskonale poznać ich metody, które z demokracją i uczciwością nie mają nic wspólnego.

I dlatego do nas nie przemawiają również gorzkie żale "zdradzonych"- awepelowcy już wtedy przed kilku laty i dziś byli i są tacy sami. A dla ludzi pozbawionych skrupułów i zasad moralnych każda zdrada, wiadomo, jest tylko kwestią czasu.

Natomiast mówiąc o problemach i potrzebach mniejszości narodowych i dostrzeganiu ich tylko wtedy, kiedy głosy ich przedstawicieli są potrzebne do sięgania po władzę i kasę - jest to równie niemoralne jak i zachowanie się samych awepelowców.

Czas więc najwyższy w ludności polskiej widzieć w pierwszą kolej swoich obywateli, których problemy powinny być przede wszystkim dostrzegane w Wilnie, a nie w Warszawie i które powinny być godne uwagi jak i wszystkie inne. Bo nic tak nie buduje społeczeństw jak wzajemny szacunek i uwaga wobec potrzeb oraz partnerska współpraca.

Pisząc powyższe gorzkie słowa mamy ciągle nadzieję, że pojawią się nareszcie na Litwie siły, które zechcą widzieć Litwę oraz mieszkających tu Litwinów i Polaków w dalszej perspektywie dziejowej i w nawiązaniu do tradycji WKL, a nie jedynie od i do wyborów. Oby jak najprędzej.

Ryszard Maciejkianiec

Nasz Czas 14/2003 (603)