Od i do redakcji


Krok w próżnię?

Autorka publikacji jest studentką filologii polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pochodzi z miejscowości Ilukste (Łotwa). Jest wiceprezesem Wielkopolskiego Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko - Łotewskiej, które powstało w roku 2002.

Młodzi ludzie kształcą się w swoich środowiskach polonijnych, pomyślnie zdają egzaminy w polskich ambasadach, wyjeżdżają na studia do Polski i... znikają. Okazuje się, że założenia rządu polskiego mijają się z rzeczywistością - do krajów pochodzenia wracają bardzo nieliczni.

Zostać czy wyjechać - wcześniej czy później to pytanie stawia sobie każdy młody człowiek z tzw. "krajów postsowieckich", który zdecydował się przez 5 lat studiować w Polsce. Zdecydował się z różnych powodów - aby poznać kraj przodków, aby usamodzielnić się finansowo, aby zdobyć wymarzone wykształcenie, aby przeżyć przygodę. Czy zakłada, że wróci? Niekoniecznie. Ale przecież właśnie na to liczą rząd i organizacje polonijne. Temu ma też służyć wysyłanie większości młodych ludzi na kierunki humanistyczne (przynajmniej było tak kilka lat temu) - polonistykę i historię. Nie uwzględniono przy tym kilku ważnych aspektów - że właśnie pomiędzy 18 a 23 rokiem życia kształtuje się osobowość jednostki, że w ciągu tych pięciu lat traci się kontakt z krajem pochodzenia, że szanse znalezienia pracy tam - ze względu na specyfikę wykształcenia - są raczej marne (no bo ilu historyków i polonistów potrzeba w polskich szkołach!).

Sytuacja studenta polonijnego w Polsce też nie przedstawia się najlepiej. Zaadaptowanie się w środowisku studenckim i podjęcie nauki na równi z Polakami najczęściej nie jest dla niego problemem. Ale w świetle prawa pozostaje obcokrajowcem. Nikogo nie interesuje, co ma wpisane w paszporcie w rubryczce "narodowość", o wiele bardziej - czy nie upłynął termin ważności wizy. W banku, u lekarza, w urzędach, podając paszport, za każdym razem trzeba się tłumaczyć - nie jestem z Polski. Ten, kto w kraju urodzenia mógł z pewnością powiedzieć - jestem Polakiem, pod wpływem rzeczywistości gotów jest w to zwątpić. Ma się takie prawa, a raczej obowiązki, jak każdy cudzoziemiec - zameldować się, zapłacić ze stypendium za kartę czasowego pobytu. Ubezpieczyć się - na szczęście, to też, ale od niedawna, bo podczas reformy opieki zdrowia o studentach polonijnych zapomniano i przez dwa lata leczenie było dla nas luksusem. Sytuacja po studiach jest z lekka przerażająca - wraz z otrzymaniem dyplomu tracimy prawo pobytu w Polsce, a zdobycie legalnego etatu dla obcokrajowca graniczy z cudem (pracodawca musi włożyć zbyt dużo wysiłku i pieniędzy, by zatrudnić cudzoziemca, a przecież nie brak wykwalifikowanych bezrobotnych Polaków). Repatriacja obywateli większości krajów postradzieckich nie obejmuje, podwójne obywatelstwo nie przysługuje, a nadanie obywatelstwa polskiego jest procesem długim i skomplikowanym.

Wobec tego wszystkiego pojawia się heretyckie wręcz pytanie - czy program stypendialny dla młodzieży polonijnej nie był pomysłem chybionym? Czy dzięki temu nie wykształca się warstwa ludzi wykorzenionych, mających problem z określeniem własnej tożsamości, zagubionych pomiędzy dwoma bliskimi sercu krajami i w obydwu obcych?

Ale można na ten problem spojrzeć tez z innej strony. Dwukulturowość, zdobyta dzięki studiom (które jednak dla większości studentów polonijnych są okresem wspaniałym), jest doświadczeniem, o które jesteśmy bogatsi w porównaniu z obywatelem jednego kraju, znającym jeden język, wyjeżdżającym na zewnątrz tylko na wakacje. Międzykulturowe doświadczenie jest mimo wszystko ogromną szansą. Może wystarczy się rozczulać nad wspólną historią i czas wspólnie spojrzeć w przyszłość? Przecież to właśnie my, urodzeni na Wschodzie i wykształceni w Polsce, najlepiej możemy współtworzyć więzi ekonomiczne i kulturowe pomiędzy współczesną Łotwą, Litwą, Estonią i współczesną Polską. Grunt, żebyśmy potrafili tę szansę mimo wszelkich przeszkód wykorzystać. Gdzie - to już nie ma znaczenia.

Renate Miseviča

Od redakcji: zachęcamy absolwentów wyższych uczelni w Polsce, pochodzących z naszego terenu, do zabrania głosu w powyższym temacie. Podyskutujmy.

Nasz Czas 11/2003 (600)