Naczelny ma głos


Nie lękajcie się

Zamieszczając w "Czasie" publikację Marii Doroty Pieńkowskiej, autorki scenariusza wileńskiej wystawy poświęconej Zbigniewowi Herbertowi, która będzie jeszcze czynna w Pałacu Radziwiłłów przy ul. Wileńskiej do 17 marca br. zachęcamy nauczycieli, uczniów i wszystkich miłośników poezji polskiej do skorzystania z okazji bliższego poznania dorobku tego wybitnego współczesnego poety.

Natomiast nasza codzienność była raczej świąteczna - szeroko po Ziemi Wileńskiej rozmnożyły się Kaziuki i Kaziuczki, inicjując niekiedy nawet poważne inicjatywy gospodarcze. Tak dla przykładu stało się w Rudominie, kiedy to zaczynając od świętowania przed laty Kaziuka powstał tam sobotni rynek, dający dla bardzo wielu środki jeżeli nie do życia, to co najmniej do przetrwania.

Były też różne bale zapustowe. O tym najważniejszym zamieszczamy informację na naszych łamach. Metoda ich organizacji, wybrana przed kilku laty jak najbardziej prawidłowa - urządzanie skromnego balu, ale za to w najlepszych lokalach z tym, by dowartościować nasze polskie społeczeństwo, aby otoczenie wiedziało, że Polacy wileńscy mogą nie tylko pracować, ale i pięknie się wspólnie bawić. Zresztą jak zwykle pozostaje trudnym do rozwiązania jeden problem - w Wilnie nie ma parkietu, gdzie jednocześnie mogłoby się bawić nie kilkaset, a co najmniej tysiąc gości. Dobrze się też stało, że zabawę połączono, jak wśród Polonii świata przyjęto, ze zbiórką środków na pomoc potrzebującym. Niech ta pierwsza skromna suma będzie dobrym początkiem tej formy dobroczynności.

Przed ponad trzema laty, inicjując wśród polskich pism na Litwie zakładanie stron internetowych i promocję łączności internetowej, poszliśmy we właściwym kierunku. Ułatwia to nam w znacznym stopniu naszą działalność wydawniczą i utrzymywanie łączności ze światem, ale też wiedzę, jak nas oceniają. Niedawno bowiem z zamieszczonego w internecie protokółu posiedzenia Komisji Łączności z Polakami za Granicą Sejmu RP ze zdziwieniem dowiedzieliśmy się, że Akcja Wyborcza ma pretensje do państwa polskiego za wspieranie naszej działalności wydawniczej, która głównie służy promocji polskiego słowa i polskiej kultury. W związku z powyższym publikujemy list do posła Romana Giertycha z nadzieją, że w przyszłości zechce krytycznie oceniać informacje Akcji Wyborczej, której działania na tle XXI w. są wprost żenujące, świadczące o braku elementarnej kultury, wyjątkowej małostkowości i chorobliwej chęci kontrolowania wszystkiego, aż do życia osobistego włącznie, aż do zbierania aktów "otreczenija" i pokajanija" jak za dawno, zdawałoby się, już zapomnianych stalinowskich czasów. Skąd to u nich, kto ukierunkowuje ich destrukcyjną działalność, którą za demagogicznymi hasłami i publikacjami, zwykły zjadacz chleba nie zawsze może zrozumieć?

Nie należy też zapominać, że odpowiedzialność za wszystkie nasze czyny ponosimy osobiście, i że nie jest godne ukrywać własne słabości charakteru za zbiorowymi decyzjami. Do tych wniosków skłania niedawno opublikowany w "KW" zbiorowy list potępienia naszej działalności i mojej skromnej osoby, o którym wzmiankowaliśmy wcześniej. Wybiórczo zatelefonowałem do dwóch osób, pytając grzecznościowo dlaczego znalazł się tam ich podpis, mimo że treść listu nie ma nic wspólnego z prawdą czy rzeczywistością. E. Puncewicz, administrator rejonu wileńskiego oświadczył, że podpisał się dlatego, że całkowicie ufa autorom listu M. Mackiewiczowi i W. Tomaszewskiemu, i że w czasie zebrania inni również się podpisali, chociaż z rozmowy wynikało, że nawet nie orientował się co do treści publikacji. Dziś kieruje rejonem wileńskim.

Zasłużona nauczycielka, była dyrektor szkoły z rejonu solecznickiego oświadczyła wprost, że wie, iż fakty zawarte w liście nie są prawdziwe, ale podpisała dlatego, że "nie może być przecież białą wroną".

Przed kilkoma dniami przypadkowo trafił do rąk przedwojenny wileński "Czas" z dnia 17 marca 1938 roku, zawierający również publikację pt. "Żony moskiewskich straceńców zażądały rozwodu i zmiany nazwiska" w której czytamy:

Według informacji otrzymanych przez pismo fińskie "Uusi Suomi"

Wszystkie żony skazanych i rozstrzelanych w procesie moskiewskim b. dostojników państwowych ZSRR zwróciły się do Stalina z prośbą, aby mogły w trybie przyśpieszonym otrzymać rozwód, zmienić nazwisko i wyjechać na prowincję, gdzie ich nikt nie zna. Jedynie żona Krestinskiego nie posunęła się do tego. Petycję swą żony skazanych opatrzyły uwagą, że nie wiedziały o tym, że ich mężowie są zdrajcami.

Stalin uczynił zadość prośbie i polecił dać żonom skazanych b. dygnitarzy państwa sowieckiego posady na Syberii.

Żona Krestinskiego nadal stoi nas stanowisku, że mąż jej niewinny i nie popełnił żadnego przestępstwa. Aresztowano ją wobec tego i osadzono na Łubiance, gdzie przebywa również żona rozstrzelanego Piatakowa.

Że wtedy w warunkach terroru i zagrożenia życiu większość ulegała zespołowej, stadnej psychozie - to w pewnym stopniu usprawiedliwia ulegających i zdradzających. Ale dziś?

Nie będąc godnymi, chcemy tym niemniej jeszcze i jeszcze powtórzyć za papieżem - nie lękajcie się i nie dajcie się zastraszyć, czujcie się wolnymi i niezależnymi obywatelami i odpowiedzialnymi gospodarzami Ziemi Wileńskiej. Inicjujcie lokalne dobre dzieła i organizacje, aby się uwalniać od manipulowania środowiskiem z góry i narzucania woli - z myślą, iż nasz los i nasza przyszłość w decydującym stopniu zależą od nas samych.

Ryszard Maciejkianiec

Nasz Czas 9/2003 (598)