Ks. Jan Zalewski


Błogosławiona Urszula Ledóchowska w Danii

28 lutego br. w Czarnoborskiej Szkole Średniej uroczyście będzie nadane imię Urszuli Ledóchowskiej, błogosławionej Matki z zakonu sióstr Urszulanek, która niejednokrotnie odwiedzała Czarny Bór, zaopiekowała się ochronką dla sierot i biednych dzieci, zorganizowała tu szkołę dla kierowniczek internatów. Z jej inicjatywy ze składek wiernych zaczęto budować w Czarnym Borze kościół pw. Niepokolanego poczęcia NMP, który po latach znów został oddany wiernym. Niech więc poniższa publikacja przybliży naszym czytelnikom postać błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej i jej działalność na terenie Danii.

Na wstępie niniejszej prezentacji, należy podkreślić, że Julia Urszula Ledóchowska pochodzi z bardzo zasłużonej dla Kościoła i Polski rodziny. Musiała Ona emigrować do Austrii po upadku Powstania Listopadowego. Brat ojca Julii, kard. Mieczysław Ledóchowski, prymas Polski (1822-1902), był arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim. Jej rodzona siostra, bł. Maria Teresa założyła Kongregację św. Piotra Klawera i jest zwana "Matką Afryki?. Młodszy brat Włodzimierz Ledóchowski, zwany "czarnym papieżem?, był przełożonym generalnym jezuitów. Najmłodszy brat Ignacy, był generałem Wojska Polskiego i zmarł w obozie koncentracyjnym w Dora k. Nordhausen w 1945 r. Przyjazd bł. Urszuli Julii Ledóchowskiej do Danii, należy rozpatrywać na tle sytuacji społeczno-politycznej Europy na początku XX wieku. Pierwszym znaczącym wydarzeniem była sytuacja w Rosji po rewolucji w 1905 r., która wzbudziła w s. Urszuli pragnienie przedostania się do tego kraju, aby utworzyć tam szkołę, dającą mieszkającym tam Polkom polskie i katolickie wychowanie. Matka Urszula przybyła do Rosji w roku 1907. W 1914 w wyniku wybuchu I wojny światowej została zmuszona do jej opuszczenia (posiadając paszport austriacki) i do emigracji do Szwecji. Przed wybuchem rewolucji październikowej w 1917 roku Matka Urszula zdążyła przenieść ostatecznie wszystkie siostry do Szwecji. Pobyt w Szwecji stał się okazją do kontaktów z Norwegią i Danią, najpierw w charakterze prelegentki, która mówiąc o Polsce zbierała datki dla Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Następnie zaniepokojona losem dzieci polskich robotników rolnych w Danii, przeniosła się do Aalborga, by ostatecznie po odzyskaniu Niepodległości powrócić do Polski. Całkowite zakończenie misji w Danii nastąpiło jesienią 1920 r.

Niniejsze opracowanie jest próbą przedstawienia działalności bł. Urszuli w Aalborgu poprzez artykuły prasowe, a więc z perspektywy ówczesnych Duńczyków.

Pierwsze kroki na duńskiej ziemi

Swój pierwszy kontakt z duńską ziemią matka Urszula opisuje w ten sposób: "Stąd (Malmö) pojechałam do Danii, do Kopenhagi. Pierwsza, pisemna próba, by urządzić w tym kraju konferencję (wykłady o Polsce połączone ze zbiórką pieniędzy na rzecz założonego w Vevey w Szwajcarii przez księcia biskupa Adama Sapiehę, Henryka Sienkiewicza, Ignacego Paderewskiego i Antoniego Osuchowskiego, Generalnego Komitetu Pomocy dla Ofiar Wojny w Polsce), źle wypadła. (...) Gdy statek, który z Malmö przywiózł mnie do Kopenhagi, przybił do portu, przywitała mnie tam wnet pani Hansen. Panie tak serdecznie się mną zajęły, że wszelka obawa pierzchła. Wynajęły pokoik dla mnie w dobrym hoteliku. Rozmaite wizyty musiałam złożyć. To były pierwsze me kroki na duńskiej ziemi. Szwedzki i duński języki są dość do siebie podobne, więc i po szwedzku można było tutaj mówić. Pierwszą konferencję miałam 18 listopada (1915 r.) w Kvindelig Laseforening, po francusku. Sala przepełniona, rozmaite poselstwa, bardzo elegancka publiczność. Wielkie było zainteresowanie i dużo mi okazali sympatii?.

Przyjazd bł. Urszuli na stałe do Danii był wynikiem troski o polskie dzieci, którą tak sama opisuje: "Tymczasem ojciec Sassen, Kamilianin z Aalborga, coraz bardziej nalegał bym przyjechała otworzyć w tym mieście ochronkę dla dzieci polskich robotników. Od dwóch lat już odmawiałam. Wszak ochronkę, w której dzieci nie płacą, niełatwo prowadzić bez kapitału. A i dom trzeba by kupić. Zapytałam ojca Włodzia (brat rodzony, generał Towarzystwa Jezusowego), co o tym myśli. Radził spróbować. Jego rada - to dla mnie światło Boże, więc kiedy ojciec Sassen napisał, że jest bardzo stosowny dom do nabycia, postanowiłam pojechać do Aalborga?.

Matka podaje w Historii Kongregacji, że było to "z końcem sierpnia 1917 roku,...ale (jak pisze) nie pamiętam dokładnej daty?. W lokalnej prasie w Aalborgu ukazywały się informacje o planowanym przybyciu Matki Urszuli. Pierwsza zachowana notatka pochodzi z Aalborg Stiftstiderne, i jest datowana 1 sierpnia 1917 roku. "Hrabina Ledóchowska jest w tych dniach z wizytą w Aalborgu. To w dalszym ciągu sprawa jej polskich rodaków, która zmusza niestrudzoną hrabinę do podróży z jednego kraju do drugiego?. Ta sama gazeta 8 sierpnia 1917 roku donosiła: "Jak już wcześniej pisaliśmy willa "Skranten? przy ulicy Annebergvejen zostanie zaadoptowana przez polską hrabinę Ledóchowską na szkołę z internatem?. Dziennik z Kopenhagi "Berlingske Tidende? dnia 7 sierpnia 1917 roku zamieścił wywiad z matką Urszulą, w którym informuje Ona o utworzeniu w Aalborgu pensji dla duńskich dziewcząt. Matka jest przedstawiona jako bojowniczka o polskie sprawy, która od niedawna osiedliła się w kraju (Dania), w celu propagowania, żeby jak najwięcej dzieci polskich robotników rolnych zostało objętych opieką. W podtytule artykułu wymowny jest zwrot: "Opieka nad polskimi dziećmi?. Matka Urszula mówi zupełnie otwarcie, że dzieci "staną się małymi bandytami i złodziejami, jeżeli zostaną pozostawione bez opieki i jeśli będą wyrastać w taki sposób jak dotychczas. Rodzice pracują całe dnie, a dzieci chodzą o głodzie i chłodzie. Zamierzam utworzyć szkołę z internatem dla duńskich dziewcząt, na wzór mojej pensji w Sztokholmie. Dochody z tej szkoły muszą opłacić bezpłatną szkołę - albo częściowo bezpłatną szkołę dla polskich dzieci?. Ciekawą notatką jest wiadomość zamieszczona w katolickim tygodniku z dnia 12 sierpnia 1917 r., w którym autor powołuje się na poprzednie doniesienia w tym samym piśmie z roku 1915 o działalności Matki i informuje, że na Półwyspie Jutlandzkim brakuje takich instytucji, jakie prowadzą siostry św. Józefa w Maribo (szkoła i pensja dla polskich dzieci), a teraz w pobliżu kliniki Kamiljanów w Aalborgu zostaną one utworzone. We wszystkich swoich poczynaniach Matka jest osobą nieskończenie ufającą Bogu, ale jednocześnie sama opisuje jak realnie ocenia sytuację w Aalborgu: "Ojciec Sassen wskazał mi dom do nabycia. Rzeczywiście ładny, choć skromny - z ogródkiem, odpowiedni na ochronkę. Na przeciwko był też duży ogród należący do willi "Skranten?, więc powietrze było dobre. W dodatku niedrogo. Lecz powstała trudność - muszę zorganizować szkołę, bo w przeciwnym razie środków na ochronkę nie będzie.?

Tak oto szkoła z internatem staje się okolicznością, która pozwoli rozpocząć i kontynuować zasadniczą działalność, jaką jest opieka nad pozostawionymi samymi sobie dziećmi polskich robotników rolnych w Aalborgu. Matka opiera zatem całą swoją działalność na połączeniu bezpośredniego oddziaływania na społeczeństwo duńskie poprzez szkołę z internatem dla duńskich dziewcząt z jednej strony, a otoczeniem opieką w ochronce polskich dzieci z drugiej strony. Ten wzajemny stosunek instytucji prowadzonych przez matkę Urszulę pozwalał na dobre funkcjonowanie w społeczeństwie duńskim. Należy podkreślić, że Matka nie mogła liczyć na jakiekolwiek inne wsparcie, ale wręcz to Ona angażowała się na rzecz gromadzenia pomocy finansowej dla Generalnego Komitetu Pomocy dla Ofiar Wojny w Polsce.

"Dzieci mojego serca"

Bardzo wymownym jest stosunek, jaki mieli Duńczycy do Matki osobiście i jej działalności. W "Aalborg Venstreblad" z 1.11.1917 r. ukazał się artykuł pod dosadnym tytułem: "Znana polska hrabina Ledóchowska przyjedzie w następnym tygodniu do Aalborga". Artykuł zapowiada wykład Matki o Polsce, który będzie ilustrowany przeźroczami i będzie prowadzony we czwartek, 8 listopada 1917 r. po duńsku, a w piątek 9 listopada po francusku. Autor podkreśla, że ci, co przyjdą na pewno nie będą żałowali, a dochód za wejście jest przeznaczony na Polski Dom Dziecka w Aalborgu, który będzie otwarty 15 stycznia 1918 r. w willi "Cortes". Na Dom Dziecka są zbierane pieniądze w całej Danii. Tego samego dnia co Dom Dziecka, będzie otwarta także Szkoła Gospodarstwa Domowego dla młodych dziewcząt w willi "Skranten?. Ta sama gazeta 7 listopada mówiąc o wykładach Matki, czyni pewną znaczącą charakterystykę jej osoby: "Ta energiczna hrabina, która uczyniła siebie niestrudzoną pocieszycielką polskich dzieci, miała w sobie tyle samozaparcia, aby w 60. roku życia usiąść do ławki szkolnej i w parę miesięcy przyswoić sobie nasz duński język?. Gdy zbliżały się dni wykładów, jak podkreślają w swoich notatkach Kamiljanie z Aalborga, wszystkie miejscowe gazety zamieściły na swoich łamach ogłoszenia. Wymownym faktem jest to, że po wykładach ukazały się artykuły, które dokładnie omawiały ich treść, atmosferę i osobowość prelegentki. Dalsza działalność jest także bardzo pilnie obserwowana i należy podkreślić, że Matka miała "dobrą prasę?. "Szkoła Gospodarstwa Domowego Hrabiny Ledóchowskiej będzie otwarta 15 stycznia 1918 r. w Aalborgu w willi "Skranten?.

Matka w całej swojej aktywności była bardzo otwarta na społeczność lokalną. Uważała, że tylko przekonanie i pozyskanie miejscowych mieszkańców do swego dzieła, może przynieść dobry skutek. W mentalności Matki nie było jakiejś formy izolacjonizmu, ale wręcz przeciwnie - otwartość na innych i chęć nawiązania bliższej znajomości. Należy podkreślić, że we wszelkich kontaktach Matka nigdy nie zacierała, ani nie pomijała faktu, kim jest, a jednocześnie jej głoszenie Chrystusa było realizacją ewangelicznej zasady:, "Jeśli chcesz...?, (Mt.19,21).

Wymownym faktem jest skierowanie do mieszkańców Aalborga "Odezwy?, w której otwarcie przedstawia cel swoich działań i wskazuje na konkretnych ludzi, którzy mieszkając w Aalborgu są już zaangażowani w Jej przedsięwzięcie. W tej prasowej odezwie, która ukazała się we wszystkich lokalnych gazetach, uderza niezwykła przejrzystość celów, motywacji, realizacji zadań i rozliczeń finansowych.

Po otwarciu i poświęceniu Domu Dziecka w uroczystość Trzech Króli 1918 r. prasa donosiła o gościnności i serdecznej atmosferze przyjęcia, podając nawet w polskim brzmieniu nazwę potrawy - "placki?, którą częstowano przybyłych gości.

Rola i znaczenie modlitwy w wychowaniu dzieci została podkreślona poprzez zorganizowanie kaplicy i Mszy św., podczas której kazanie było głoszone - ku radości Polaków - przez ks. Wolfa po polsku. Jeden z największych duńskich dzienników "JyllandsPosten? bardzo życzliwie przedstawiał Szkołę Gospodarstwa Domowego i Języków Obcych. Bardzo zachęcająca była informacja o tym, że językiem wykładowym jest francuski, ale zajęcia odbywają się także po niemiecku, angielsku, rosyjsku i polsku, według własnego uczennic wyboru. Warto podkreślić reklamę, która mówiła, że nauczycielki są szczególnie wykształcone i egzaminowane. Zaznaczono także, że jest tu ogród, gdzie uczennice uczą się ogrodnictwa; innym z przedmiotów jest hodowla drobiu. Jest także rzemiosło, introligatornia, stolarka i gimnastyka. Na zakończenie wspomniano, że tego samego dnia do Domu Dziecka zgłosiło się wiele polskich dzieci.

3 marca 1918 r., ukazał się w Tygodniku Katolickim "list z Aalborga? zatytułowany "Polski Dom Dziecka pod wezwaniem Św. Antoniego?. List zaczyna się od podania wiadomości, że polskie dzieci pochodzą z różnych zakątków Danii: z zachodniej Jutlandii, z Fionii i z Kopenhagi. Każde z nich mówi innym dialektem duńskim, ale wszystkie się spotykają w jednym ojczystym języku polskim. To właśnie z ich powodu Matka przemierzała duńskie, norweskie i szwedzkie miasta, nauczyła się tych trzech języków, aby móc mówić o Polsce i polskim Narodzie, który dla Niej był tak cenny, że żaden trud nie był dla Niej zbyt wielki.

Bardzo interesujący jest opis wizyty, jaką złożył dziennikarz "Aalborg Venstreblad? w placówkach prowadzonych przez Matkę. Matka opowiada o tym, że w Szkole Gospodarstwa Domowego ma 12 uczniów, ale zgłosiło się już wielu z całego kraju i zostaną przyjęci do szkoły po Świętach Wielkanocnych. Matka zaznacza, że nie są to kandydaci tylko z Danii, ale również ze Szwecji i Norwegii. Nauka jest połączeniem wykładów Gospodarstwa Domowego z nauką języków obcych. Mamy nauczycielki, które się urodziły w krajach, których języków nauczają i uczniowie poprzez codzienne ćwiczenia będą mogli nauczyć się języków obcych gruntownie. Szczególnie francuski jest językiem wykorzystywanym w życiu codziennym. Ciekawa jest też obserwacja warunków lokalowych szkoły. Parter jest pokryty ładną jasną farbą. Pokoje uczniów są małe, ale przyjemne i znajdują się na pierwszym piętrze. Każdy kąt w domu świeci czystością i schludnością. Zupełnie wyjątkowa jest relacja z Domu Dziecka, która mówi, że na spotkanie hrabiny wyskoczyły w różnym wieku małe dzieciaki. Matka stwierdziła otwarcie: "To są dzieci mojego serca, ci mali Polacy. Nie ma nikogo, kto by te biedne dzieci miał ochotę wziąć do domu. Często przychodzą z nędzy i ubóstwa, bez ubrania na ciele. Musimy zatem zaopatrzyć ich w okrycie i troszczyć się na wszystkie sposoby o tych małych ludzi. W pobycie domowym uczymy te dzieci mówić swoim językiem ojczystym, który już całkiem zapomniały, od kiedy są w Danii. Wielu z nich będzie przecież mogło mówić po polsku, gdy wrócą z powrotem do Ojczyzny i dla tych tu w Danii jest to korzyść, by mówić w języku ojczystym.

Również, gdy dzieci nie siedzą w ławkach szkolnych, ich dzień jest podzielony według starannie rozplanowanego programu i nie mają prawa, aby tracić swój wolny czas. Wszystkie lekkie prace w domu mogą wypełniać. W ten sposób od małości uczą się pracować, aby być pożytecznymi ludźmi. Chętnie bym ich miała zupełnie od małości?. Oczywiście młodzież mniej się nauczyła w trudnych warunkach, wiele polskich dzieci jednakże wzrastałoby w ten sposób. I dzieci, które na parterze zgromadziły się wokół hrabiny wyglądają na zadowolonych, radosnych, przywdzianych i zadbanych.

Na zakończenie wywiadu autor znamiennie wypowiada się, że oni podzielają nadzieje Matki na rozwój szkół i wypełnienie wielkiego dzieła.

Katolicki tygodnik z 21 kwietnia 1918 r., donosił, że 1 września 1918r., przenosi swój instytut języków ze Szwecji do Danii. W notatce znajduje się także zdanie, że przyjęcie do instytutu odbywa się bez brania pod uwagę wyznania wiary, ale nadwyżka z działalności jest przeznaczona na Katolicki Dom Dziecka dla Polaków. Miejscowy natomiast tygodnik donosił, że w domu jest 31 dzieci w tym samotne niemowlęta, a dom już jest pełny. Matka jest natomiast przedstawiona jako osoba otoczona radością i miłością dzieci, które wiszą na jej szyi. W czerwcu 1918 r., "Aalborg Venstreblad?, donosił o nowej inicjatywie Matki, która otwiera świetlicę dla małych mieszkańców Aalborga. Autor przedstawia hrabinę Ledóchowską jako energiczną osobę, mająca nowy plan w sprawach socjalnych. Matka wyznaje, że po ulicach w Aalborgu chodzi wiele dzieci, znacznie więcej niż np. w Sztokholmie. Należy, zatem dla tych dzieci coś zrobić! Matka w wywiadzie ponownie odwołuje się do mieszkańców Aalborga o pomoc. Jeżeli trochę się Ją wesprze to Jej plan stanie się rzeczywistością. Należy podkreślić, że ta świetlica nie jest już związana tylko z polskimi dziećmi. Matka wyraźnie ma plan mocnego zaangażowania się w Danii, gdyż mówi o konieczności kupna ziemi, ale zaznacza, że jej majątek zabrali Bolszewicy i nie wie, czy go będzie mogła odzyskać. Dlatego sama nie może go kupić, ale można jej w tym pomóc. Matka ma także plany budowlane, których realizacja urzeczywistni Jej zamierzenia. Według tego planu buduje się gustowny i przestronny budynek z piwnicą, parterem i 1. piętrem.

"Tutaj dzieci mogą się zgromadzić, gdy przychodzą ze szkoły, i w mieście, gdy biegają po ulicach, chcę nauczyć je być sprawnymi i pracowitymi ludźmi. Muszą się one nauczyć stolarki, introligatorstwa, prac ręcznych i gotowania. Jeśli będą odwiedzały dom przez wiele lat, otrzymają gruntowne wykształcenie.

W piwnicy urządzi się kuchnię, gdzie małe dziewczęta będą "eksperymentowały?, będą robiły pierwsze doświadczenia w trudnej sztuce gotowania. Oprócz tego znajdzie się tam również jadalnia i zmywalnia.

Na parterze są wszystkie pracownie i na pierwszym piętrze urządzi się dla dzieci ochronkę. Hrabina zastanawia się nad utworzeniem tu szkoły dla opiekunek dla dzieci. Takiej szkoły brakuje tutaj w kraju (Dania).

Chcę, żeby dzieci, były zadowolone i nie tylko w znaczeniu, że będą musiały tylko pracować, ale muszą mieć również jedzenie. Tego posiłku nie dam rady sama przygotować, ale myślę, że kuchnia socjalna -ludowa chce postawić chętne tutaj, gdyż mówimy tylko o ok. 50 posiłkach dla dzieci?.

Matka Urszula w późniejszym czasie wspomina także swoje trudności z miejscowym biskupem Johannes von Euch. "Biskup źle był do mnie usposobiony. Chciał bym polskie dzieci na Duńczyków przerabiała, żeby w przyszłości szerzyły katolicyzm w Danii. A ja tego nie chciałam. Dlatego nie zgodził się na moja prośbę, bym po osiedleniu się w Pniewach mogła mieć nadal dom z nowicjatem w Aalborg. (...) Był to wielki, święty biskup, ale chciał, żebyśmy pracowały dla Danii, i nie mógł zrozumieć, że mnie bardzo zależało, aby właśnie w tej chwili dla Polski pracować?.

W 1918 roku Polska odzyskuje niepodległość. Matka Urszula postanawia powrócić do Kraju po ogłoszeniu Niepodległości, a zamknięcie ostateczne etapu duńskiego, dokonuje się w 1920 roku.

Patronka Emigracji Polskiej w Europie

Osoba, przebieg życia i doświadczenia, które stały się udziałem bł. Urszuli, są bliskie każdemu emigrantowi. Każdy, kto nie jest turystą, ale emigrantem - z wyboru czy z przymusu - rozpoznaje w Jej życiu także swoje własne doświadczenia. Osoba Matki, Jej miłość i bezinteresowność, którą darzyła Chrystusa i Polskę, jest głównym motywem podjęcia starań wśród Polonii europejskiej, abyśmy mieli Patronkę, która jednoczy się z nami w tym samym losie, sytuacjach i doświadczeniach na uchodźstwie.

Polonia potrzebuje patrona, który nie tylko jest mężem stanu, teoretykiem czy doradcą, (co i jak, mamy czynić za granicą), ale kogoś, kto w pełnym tego słowa znaczeniu, jest EMIGRANTEM! (bł. Urszula była też mężem stanu o czym świadczą jej kontakty z dyplomatami w Skandynawii). Matka Urszula jest właśnie taką osobą. Ona pokazuje swoim życiem jak odnaleźć się w obcym kraju, jak zawsze ufać Bogu, jak nie wstydzić się swego pochodzenia, a jednocześnie być otwartą na nowy kraj i jego potrzeby. Matka Urszula nigdy nie przestała być Polką i Katoliczką, a jednocześnie nie tworzyła zamkniętych polskich środowisk, które żyłyby tylko dla siebie!

Pięknym jest też fakt, że mając ogromne własne potrzeby finansowe związane np. z Polskim Domem Dziecka, zbierała też fundusze dla Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce i nigdzie nie mówiła, że to tylko Ona i Jej Dzieło potrzebuje wsparcia, ale umiała się wznieść ponad własną obawę o byt materialny - ufając Bogu - i przychodzić z pomocą także innym potrzebującym. Jej znakomita współpraca np. z Komitetem Henryka Sienkiewicza jest wymownym wzorem i przykładem dla współczesnej (najczęściej poróżnionej) Polonii.

W obecności ks. Arcybiskupa Szczepana Wesołego,s duszpasterza Emigracji Polskiej złożyłem dnia 12.10.2002 r. podczas Konferencji "Rodzina Polska poza granicami kraju? w Łomży wniosek o podjęcie starań by Ojciec św. Jan Paweł II, który w następnym roku ma dokonać kanonizacji bł. Urszuli, ogłosił Ją także Patronką Emigracji Polskiej w Europie.

Zwracam się z uprzejmą prośbą do wszystkich, którzy mają jakiekolwiek dokumenty i materiały mówiące o pobycie Matki Urszuli w Danii lub w Skandynawii, aby zechcieli do mnie napisać pod adres:

Ks. Jan Zalewski
Mariegade 8, st., th.
DK-6100 Haderslev
Dania
e-mail: ks.jan@get2net.dk


Na zdjęciach:
1. Urszula Ladóchowska;
2. Szkoła Średnia im. Urszuli Ladóchowskiej w Czarnym Borze, foto Waldemar Dowejko

Nasz Czas 8/2003 (597)