Czas


Agnieszka Durejko

Pejzaż inflancki w twórczości Kazimiery Iłłakowiczówny

Autorka publikacji Agnieszka Durejko jest adiunktem Katedry Literatury XIX wieku w Instytucie Filologii Polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Urodziła się 4 grudnia 1965 roku we Wrocławiu. Jest absolwentką Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I Stopnia we Wrocławiu im. Karola Szymanowskiego w klasie fortepianu. W latach 1980-1984 uczęszczała do III Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza.

Zainteresowania kulturą literacką i muzyczną zadecydowały o wyborze studiów polonistycznych w rodzinnym mieście, które ukończyła w 1989 roku. Praca magisterska, Monografia Wileńskiego Cmentarza na Rossie, została napisana pod kierunkiem profesora Jacka Kolbuszewskiego. Po ukończeniu studiów pracuje w Instytucie Filologii Polskiej w charakterze pracownika naukowo-dydaktycznego. Artykuły pisane przez Agnieszkę Durejko stanowią wynik związków rodzinnych z kresami (ojciec pochodził z Nowogródka) oraz zamiłowania do odkrywania i badania mało znanych zagadnień. Szeroko rozumiana problematyka kresowa, uwzględniająca obszar dzisiejszej Litwy i Łotwy, stała się głównym tematem publikacji Agnieszki Durejko.

W życiu prywatnym Agnieszka Durejko jest mamą dwóch synów: Dawida i Dominika oraz zapaloną miłośniczką morza i żeglarstwa.

Dorobek literacki Kazimiery Iłłakowiczówny jest nadzwyczajnie bogaty i zdawać by się mogło, że dobrze poznany. Jednakże pojawiające się przy różnych okazjach wypowiedzi świadczą jeszcze o niedokładnym penetrowaniu tej wspaniałej, bardzo malarskiej, a zarazem muzycznej twórczości poetyckiej. Polska poetka jest niewątpliwie największym zjawiskiem spośród wszystkich ludzi pióra piszących o Inflantach.

Tradycja literatury polskiej w byłych Inflantach polskich nie ma ciągłości. Twórczość literacka Polaków nie daje się więc sprowadzić do ciągłego procesu kulturowego, zaznacza się jednak wyraźnie tendencja, widoczna przede wszystkim w poezji, wyrażania emocjonalnego związku z ojczyzną, której najwyraźniejszym symbolem, organizującym ten krajobraz rodzinny, jest rzeka Dźwina. Toteż przestrzeń literacka historycznie widzianej Litwy zyskuje obok Niemna drugi charakterystyczny element.

Stefan Napierski pisał o Iłłakowiczównie chyba niezbyt słusznie: "Obolała, dwóch skłóconych ojczyzn córka (tej Litwy, która jej nie pragnie, i tej Polski, którą zbyt długo rzeczywistą pragnęła) genetycznie rozdwojona, psychicznie bezdomna, buduje wokół siebie, jako ostatnie schronienie, świat fikcji poetyckiej...".[1] Granice w życiu Iłłakowiczówny nie odnoszą się wyłącznie do obszaru, terytorium, krainy, one przebiegały w rozmaity sposób. Pojawiały się na przykład w chwilach przełomowych dla jej życia. Urodziła się w Wilnie, i tam spędziła kilka lat ze swoją mamą Barbarą i siostrą. Po śmierci matki została rozdzielona z siostrą i adoptowana przez wuja. Drugi etap życia złączył ją z przybraną matką Zofią Bujnową i Inflantami Polskimi, które były prowincją w historycznie rozumianej Litwie już przecież od XVI wieku, czyli od czasów panowania Zygmunta Augusta. Kilkanaście lat spędzonych w Baltyniu i okolicach, odcisnęło mocne piętno na duszy Iłły. U schyłku życia , w 1981 roku powiedziała: "Dla mnie ojczyzną zawsze pozostaną Litwa i Łotwa. Wszystko inne- i Warszawa i Poznań- było i jest dla mnie zagranicą. Cały mój pejzaż jest stamtąd, z moich stron rodzinnych. To nie przypadek, że poetka zestawia ze sobą te dwie przestrzenie, uwzględniając fakt, iż istotnie byłe Inflanty należały do Łotwy po 1918 roku. W swoich utworach opisywała jakby wspólnie "nieznanych świętych Łotwy i Litwy, a także brzozy rosnące od Dźwińska do Mołodeczna i od Mołodeczna do Wilna".[2]

To właśnie tam na ziemiach naddźwińskich zrozumiała, że pisanie jest jej powołaniem, chciała pisać, choć potem przez całe życie obawiała się czy robi to dobrze. Stąd wykazywała tyle aktywności przy innych zajęciach. Życie od początku nie było dla niej łaskawe. Kilka lat po urodzeniu straciła ojca i matkę, wychowywał ją wuj Jakub Iłłakowicz w Dyneburgu. Mocno zaniedbaną zabrała filantropka Zofia z Zyberk Platerów Bujnowa. Kazia znalazła dom, opiekę i miłość. Trudno więc się dziwić, iż ten fragment życia zaowocował także zbiorkami poezji, które uchwyciły piękno ziemi dzisiaj łotewskiej

Kochała przyrodę, w której się wychowała, tworzyła z nią całość. Potrafiła dostrzegać niewielkie, drobne rzeczy, jak "motyl trąca motyla", swoje rzeki, ale i "nasze dziewczęta". (To zbiorowe odczuwanie jest bardzo charakterystyczne dla wielu twórców z Inflant). Poetka w swoim wspaniałym tomiku Popiół i perły nie pisze wierszy, tylko jakby wierszowane obrazki, mocno skondensowane treściowo. Odnosi się wrażenie, iż zjawiska, które opisuje, miejsca, które charakteryzuje, są bardzo namacalne, rzeczywiste, obserwowane jakby bez perspektywy czasowej. (Wiersze rzadko mają budowę stroficzną) Matylda Wełna pisała: "Zdumiewa [...] prawda szczegółu, bystre, zachłanne oko, które wszystko widzi, nawet rzeczy drobne, mało ważne, przez innych pomijane, niedostrzegane. Od dzieciństwa zżyta z przyrodą, umie na nią patrzyć, kontempluje wszystkie jej przeobrażenia, nasyca się jej pięknem. [...] Dla niej w przyrodzie było coś tajemniczego: rzeka samograjka, bez- siwy ze starości[3]; zna nazwy polnych kwiatów, nie przejdzie obojętnie obok badyli, uroczą ją pożyteczne zioła, dostrzega małe dramaty zwierząt i roślin"[4].

W jej poezji odnajdujemy bogactwo uczucia i fantazji[5], bogate i wylewne opisy, przeciwstawione zwięzłym, króciutkim wierszykom. Iłła bawi się słowem. Jej wyobraźnia żywi się niepohamowanym temperamentem i jednocześnie wrażliwością godną artysty malarza. Muzykalność i śpiewność wiersza można wyłapać nie tylko słuchem, ale i zmysłem wzroku. Jak pisano w gazecie przedwojennej: "Tajemnicza zawsze istota talentu, gdy chodzi o Iłłakowiczównę, staje się bardziej jeszcze niepojętą. Czemu się to dzieje, że najfantastyczniejsze obrazy, najbardziej dziwaczne i nieoczekiwane skojarzenia stają się źródłem głębokich wzruszeń, w czym tkwi ich emocjonalna siła?...."[6]. Próbą odpowiedzi na to pytanie będzie zaprezentowanie tego wycinka życia poetki i pokazanie fragmentu dorobku literackiego, który bezpośrednio wiąże się z przestrzenią ziemi inflanckiej, na której Iłłakowiczówna przez jakiś czas się wychowywała. "Dzieciństwo spędziłam na dawnych Inflantach, w dzisiejszej Łotwie.[...] Najbliższą "stolicą" tamtych stron był dzisiejszy Daugavpils, wówczas zwany Dyneburgiem, najbliższym miasteczkiem mojej wiejskiej okolicy był Krasław, a do kościoła jeździło się do Indrycy nad Dźwiną"[7].

Okres życia w Baltyniu i Stanisławowie sama Iłła tak opisywała: "Przywieziono mnie linijką z Krasławia od pani Żabiny [....].A do pani Żabiny dostałam się od wujostwa ze Śniegów...Do nich zaś przedtem spadłam od wuja i wujenki, u których miałam się wychowywać w Dyneburgu po śmierci matki mojej Barbary w Śniegach. Nie było tam żadnego wychowania i płakałam całymi dniami, zaniedbana i zawszona, pod opieką dwóch dzieńszczyków (rosyjskich ordynansów), więc zabrano mnie z powrotem do Śniegów. Tymczasem u pani Żabiny cały czas leżała moja fotografia. Tę fotografię zobaczyła moja matka, Zofia, i postanowiła mnie wziąć do siebie. [...] Baltyn leży dziś na Łotwie Sowieckiej, wtedy leżał w guberni Witebskiej. Ganek był obszerny, opleciony dzikim winem. Matka moja Zofia siedziała przy herbacie, na ganku, za niskim, koszykarsko plecionym stolikiem, kiedyśmy zajechały. Miała białe włosy i jedno pasmo ciemnorudych, patrzyła na mnie bez uśmiechu,[...]"[8].

O Stanisławowie wiadomo, że go nie lubiła. "Zresztą wszystko zło zaczęło się właśnie w Stanisławowie.[...] Parafią naszą stała się Indryca, wieś nad Dźwiną, gdzie nie było nic i nikogo, oprócz kościoła. Krasław był jedyną naszą światłością, z chwilą przeprowadzenia się o wiorst osiem dalej w głąb, wyjazdy nasze stały się coraz rzadsze, a przyjazdy do nas całkowicie ustały. W Stanisławowie trzeba było wszystko urządzać od parku począwszy. W Baltynie był zasiedziały dwór ze starym parkiem i nawet własny cmentarz byłych właścicieli Baltyna, jakichś kurlandzkich baronów"[9].

Dlatego nic dziwnego, że dostrzegano w jej twórczości bogactwo języka ze słownictwem ze wszystkich stron. Lubiła słownictwo ludowe, zapamiętane z okresu młodości. Dlatego nie jest łatwo tłumaczyć jej wiersze na język obcy, są zbyt osobiste i trudne. Dzięki lekturom dziewiętnastowiecznym miała bogaty zasób polszczyzny z tegoż wieku. I choć nie była nowatorką, nie tworzyła słów nowych, ani nie zapożyczała ich z innych języków, to jednak poprzez zastosowanie wyrazów gwarowych ożywiała swoje wiersze i nadawała im specyficzny klimat. Zwiększoną ekspresję osiągała także poprzez wykorzystywanie znaków interpunkcyjnych.

Tomik wierszy Popiół i perły stanowi zbiór wspomnień z kraju lat dziecinnych, z byłych Inflant Polskich. Znamiennym jest fakt iż poetka w jednym z wierszy określa odbiorców tych swoich utworów: Nie dla obcych

Ten las, ten ogród, ten dom,
te porosłe cząbrem manowce
-to nie są wiersze dla was,
to nie są wiersze dla obcych.
Stoją tu czcionkami zaklęte
grządkami na stronicach,
ale ten kto żywcem spamiętał,
tylko ten się może zachwycać (...)
[10].

Skoro nie dla obcych, a tylko dla tych co tę inflancką ziemię znają, to dlaczego sam wiersz zachwyca? Decydują tu na pewno dwa elementy, przestrzeń opisywana, jak i sposób opisu. Wartość estetyczna wiersza i walory pozaestetyczne są tak duże, że jak pisano w miesięczniku: "te fragmenty opisowe mają wystarczającą plastykę, by uprzytomniać sprawy i rzeczy nawet obcej wyobraźni; przenikający je liryzm narzuca się uczuciowości nawet nie zainteresowanego, nie dotkniętego utratą zakordonowych części Rzeczypospolitej człowieka"[11].

Obok tego wiersz, w którym nastąpił wyraźny podział na tych obcych i na tych swoich, w tomiku znalazły się jeszcze inne wiersze, które podkreślają jakby granicę istniejącą między tamtym światem naddźwińskim a krajem nad Wisłą. Wiersze Iłły o latach dzieciństwa powstawały w latach dwudziestych, kiedy to ziemie inflanckie zostały wcielone do Łotwy. Poetka pisze o "tamtejszych dzieciach", które kiedyś uczyła. Przychodziły z okolicznych miejscowości: Ruchman, Liwczan, Kokiń, dostawały elementarze, siedziały na trawie i uczyły się pisać i czytać. W wierszu tym pojawia się uczucie tęsknoty i troski o dzieci z tamtych czasów.

Czyście dzisiaj szczęśliwsze,
czy lepszy dzień wam świta,
małe tamtejsze dzieci,
które uczyłam czytać?

Przychodziły z Liwczan
przybywały z Kokiń,
w oczach miały siwych , modrych
spokój głęboki.

Dawałam im elementarze,
mówiąc : "Czekajcie, sama wam wszystko pokażę",
a one siadały w trawie
czapkami , warkoczykami się bawiąc.[...]

Zlatywały się roje much,
coraz bardziej słaby w nas wszystkich duch,
przez palce jak słońce przeciekał...
Przysłano nam chleba i mleka.[...]

Wyraźne odczuwanie podziału ci i tamci oraz podział wynikający z perspektywy czasowej, na tych z tamtych czasów z dzieciństwa i tych współczesnych Iłłakowiczównie, widać w wierszu Tamtejsi [12]:

Jacyż to nasi tamtejsi?
Bledsi , chudsi , lżejsi, mniejsi.
Piechotą na jarmark idą,
by ich podwiózł - proszą Żyda;
służą starowierom jak parobcy,
nie strzyżeni , niepiśmienni...Ciche owce!
Tyfus ich dziesiątkuje i cholera,
tacy byli w mym dzieciństwie...Jacyż oni teraz?
Dzieci ich patrzą jak blade kwiatki lnu,
psy ich zawsze wyją , skomlą - nie znają snu...
W kościele łanem się chylą zbitym przez grad,
ten najszczęśliwszy z nich , co krzyżem padł;
Hostia nad nim wzniesiona jaśnieje niezwykle
O święci , nieznani święci Łotwy i Litwy!.

Charakterystycznym wierszem uwzględniającym tę niesamowitą inność dwóch światów: Inflant nad Dźwiną i Polski nad Wisłą można zauważyć także w wierszu Powietrze koło mnie już nie te rozpoczynający cykl Wiersze chropowate. Ta tęsknota za czymś co nie wróci, co nie da odczuć zapachu powietrza naddźwińskiego, kładzie się cieniem na cały wiersz.

Powietrze koło mnie już nie te,
Pieni się kotłuje i wre....
[...]
Zastygłam od czarnej biedy,
Dawno mię kamieniem przykryto,
Nie wiem od kiedy
Leżę pod wielka płytą...[...]

W poświęconym przybranej matce tomiku wierszy, można uznać za dominantę liryzm wypływający z wierszy Iłły. Poetka chwyta chwilę, która kiedyś minęła. Potrafi opisać radość i jak pisała Stefania Podhorska Okołów: "Motywy tej radości są rozmaite, ale wszystko jednako proste i dziecinne; stąd wieloplanowość fragmentów obrazka i jednolitość ogólnego nastroju"[13]. Znakomicie pokazuje to wiersz Niedziela[14], w którym radość osiąga najwyższy poziom przy "różowej ślicznej wykrochmalonej sukience":

Ganek- z lekka wilgotny od rosy,
ślady stóp na zgrabionem bose.
Jeszcze wcześnie. Stangret myje koła.
Dzwony biją dalekiego kościoła.
Już Barbara z Józią śpieszą na piechotę;
już ich nie ma; już znikły za płotem.
A ja mam sukienkę różową, ślicznie krochmaloną,
i cieszę się , że święto i że już dzwoniono.

Niezależnie od tego, czy wiersz opisuje postać, scenkę rodzajową, czy też krajobraz, z tych utworów emanuje świeżość uczuć i natłok emocji związanych z przeżyciami z dzieciństwa [15]. Pojawia się w tomiku galeria postaci: służba domowa, chłopi, służący, żydzi, rzeźnik oraz przeżycia jak sny przewidzenia, strachy, tęsknota, troski i radości dzieciństwa. Iłła nie ulega sztywnym ramom wierszy. Jej utwory są wierszami drobnymi, najczęściej bez podziału na zwrotki. Liczy się tylko ich melodia, ich brzmienie. Można odnieść wrażenie, iż teksty są fragmentaryczne, jakby po muśnięciu piórem, śladem chwili, która również jest krótka. (Ta prostota i asceza wyrazu jest wręcz w tych wierszach niesamowita).Tę prostotę zauważono również w 1930 roku przy okazji artykułu o poetce: "Ten Dwór w Dorotpolu[16] mógłby się stać przedmiotem interesującej rozprawy o prostocie w poezji. Na jego przykładzie można by z powodzeniem bronić tezy, że prostota uchodzi tylko ludziom skomplikowanym"[17]. W otoczeniu takich ludzi i takich miejsc jakie opisuje, wychowała się. Zżyła się z tym światem do tego stopnia, że widzi jak kwiat kartofli okiem do niej mruga, mówiąc: "gdzie taka uroda druga"?, "jęczmień zdradliwy i miękki szuka dotknięć ciepłej ręki...wślizga się pod jedwabie, już kłują lepkie wąsiska!", zna miejsca, gdzie jeżyny "lepkie, ciemne, płodne - w czarne kałuże zaglądają do dna" i wie, że ,choć "na nich jagoda błyska", pod niemi są wężowiska, ma swoje ukochane knieje i rzeki, nie obcy są jej kacapi, którzy wciąż "jedzą aż człowiekowi słabo", rozczesują swe "brody jasno-złote, żegnają ziewające paszcze jeszcze pełne chleba i jasnymi oczyma w jasne patrzą niebo"[18].

Niektóre wiersze są nawet nieco udramatyzowane, jak choćby wiersz Wabolskie jezioro[19]. Odbiorca tego tekstu widzi przesuwające się niczym w projektorze obrazy. Kleryk leży chory, nie ma kto poprowadzić nieszporów, odprawianych jedynie przez ptaki, kościoły w Liksnie i Iłłukszcie " rozbite". Z chórem czajek i innych ptaków lamentują kobiety. W tym samym czasie pojawia się blady chłopiec z dziurą w czole i lancą. Klęka i żegna się, znika. Nikt się tym jednak nie przeraża, gdyż wszyscy wiedzą iż "nad jeziorem czasem widny nieboszczyka polskiego pana zabity syn." Kadr po kadrze przesuwa się przed oczami czytelnika, który uczestniczy w misterium ducha pojawiającego się nad jeziorem, scenariusz wydarzenia. O jeziorach inflanckich Iłlakowiczówna napisała: "Było tam dużo jezior, więcej, niż można sobie na raz wyobrazić. Z jednego pagórka w naszym Stanisławowie można ich było widzieć przynajmniej osiem"[20].

W krótkim wierszu Krup [21], poetka nie opisuje choroby , ani nie roztrząsa uczuć, relacjonuje raczej na gorąco fragment prawdziwego życia:

Tyle lekarstw, coraz nowych prób
Tyle nocy dusił dziecko krup
Jeszcze nie ustąpił, jeszcze nad nim stoi
Pomarnował w domu wszystkich , wszystkich samych swoich!
Ciągle tak na dworze zimno, ciągle wilgotno...
Stangret Waśkę i Orlika przywiódł pod okno;
Jeden strzyże, strzyże uchem, drugi w głos stęka.
"Nie powróci już do zdrowia mała panienka!"
Żółte koty mrucząc pilnie czuwają:
"Będzie zdrowa, będzie zdrowa, czekajcie maja".

Jak stwierdza Wilhelm Szewczyk, Iłłakowiczówna wolała pisać o epizodach społecznych z przeszłości, od rzeczywistości teraźniejszej stroniła[22]. Jednak cechą najbardziej zauważalną w tomiku Popiół i Perły jest miłość ojczyzny, kraju lat dzieciństwa, a z niej wyrasta miłość rzeczy prostych, codziennych, ukrytych w trawach, łące, kwiatach, rzeczce, itp.

Ta spostrzegawczość i kochanie przyrody ujawniło się we wszystkich wierszach tomiku, ale także w tomie prozatorskim Trazymeński zając. Autorka pracy porównała wiersze związane z jakimś wycinkiem krajobrazu i zestawiła je z fragmentem prozy. Pięknym przykładem poetyckiego opisu jest wiersz Cmentarz w Jurahowie [23]:

Po stromym urwisku czeremcha się wspina;
Śpią w brzozowej kniejce dziedzice Baltyna.
Płynie łąką bystry ruczaj,
Młyn daleko stuka, huczy,
z wzgórz okolicznych pachnie las sosnowy
i dymy lecą od Baltyna i Jurahowa,

któremu przeciwstawia się wspomnienie poetki pisane także prozą:

"Baltyn leżał na górze, a cmentarz całkiem w dole za bagnistą łączką, którą przecinał bieg wody. [...]. Na drugim wysokim brzegu leżało Jurahowo, a nie opodal zejścia stamtąd wśród kwaśnych kępiastych pastwisk - okrągły, zadrzewiony, okopany rowem cmentarzyk[..]"[24].

Cmentarzyk jurahowski klęczy po pas w trawach
płot- dawno obalony; bydło wchodzi bez obawy,
pomiędzy ciasne pnie łaciate krowy się tłoczą
i łamią bez, i brzózkom zbyt długie obrywają warkocze.
Fujarka pytająco gwiżdże tuż , tuż za dawnym wałem....
...Na grobie śpi z kiścią traw w pysku owca z jagnięciem białem

Na cmentarzu jurachowskim znajdowały się mogiły baronów kurlandzkich. "Zresztą stan ich był pożałowania godny. Okalający je okop powoli zapełniał się trawą i zielskiem, jeżyny rozpleniając się obniżyły brzeg rowu. Lazł tamtędy kto żyw: dzieci po jagody, baby po chrust, owce i świnie -ze zbytków".[25]

Przychodzimy o wczesnym ranku, na przełaj przeciąwszy drogę.
"...Trzeba pomóc biednym umarłym , a oni nas też kiedyś wspomogą...?
Mamy łopatki i grabki, ciężko pracujemy schylone.
" Trzeba oczyścić mogiłki śpiącym kurlandzkim baronom".
Równamy ślad racic, podźwigamy upadłe krzyże....
" I oni nad nami się schylą , kiedy śmierć się do nas przybliży!"

"Wczesnym bardzo rankiem zbiegałyśmy[26] ze stromej pochyłości, zostawiając na lewo zarośnięte czeremchą zbocze i parów szalejący od słowików...Słowiki i komary pamiętam z inflanckich moich czasów jako najdokuczliwszą nocną plagę[27]... Biegnąc tak na cmentarz przed śniadaniem i lekcjami, niosłyśmy łopaty i grabie, każda z nas - stosownie do swego wzrostu i sił. Lubiłam te wyprawy, uważając je za ofiarę połączoną z przygodą [28].

Ta granica między poezją a prozą jakby się zaciera. Iłłakowiczówna pisze swe wspomnienia zlepiając strzępy wrażeń i obserwacji. Jak pisał Krzysztof Dybciak, " jej narracja jest pozbawiona ciągłości tematycznej, fabularnego uporządkowania, wyraźnego oświetlania faktów"[29]. Mało wyrobiony czytelnik, mógłby w niektórych momentach nie wyczuć różnicy między wierszem i prozą. Okazuje się więc, że ta umiejętność zapisywania chwili zrodziła więc nie tylko utwory liryczne. Opisana polskość na ziemiach dzisiejszej Łotwy jest czymś oczywistym[30]. Należy jednak zauważyć, iż w swoich utworach Z rozbitego fotoplastikonu, Niewczesne wynurzenia oraz Trazymeński zając, czasami wprowadza postaci innej narodowości, ale nadaje im specyficzne określenia[31] np. służącą Matyldę, która jest "Łotewką", bałtkami są pomocnice domu: Berta , Elza, Tina. "Czy były to autentyczne Niemki, czy Łoteweczki z Rygi , nie wiem, dość, że za nimi ściągnął cały szereg osobistości domowo-podwórzowych mówiących po niemiecku. Ogrodnik Walter, rymarz Frischengruber, szereg panien służących Mamy, (...)"[32]

Przeglądając tomik Popiół i perły, oraz prozę Iłłakowiczówny, można dojść do wniosku, iż przestrzeń geograficzna byłych Inflant Polskich, wyznaczyła Iłłakowiczówna poprzez najważniejszą rzekę Dźwinę oraz jej dopływy, liczne miejscowości, miejsca, które poznała w dzieciństwie. To była jej przestrzeń magiczna, polska, inflancka. W wierszu Dom nasz czytamy: "Tam w modrzewiach tych starych, stoi/ w krajobrazie przepasanym Dźwiną/ dom....[33] Tylko parę razy wprowadziła określenie tej przestrzeni, poprzez nazwę polityczną, czy też geograficzną. W "ziemi łotewskiej" pochowano jej matkę, natomiast jak zauważył wspomniany wyżej Krzysztof Dybciak[34], we wspomnieniach z 1940 roku odnajdujemy określenia "Łotwa sowiecka."

Krytycy bardzo ciepło ocenili ten zbiór wierszy. "Jesteśmy świadkami powrotu w świat dzieciństwa, który, dzięki wstecznej ewokacji zjawisk, połączonej zawsze z najwyższym napięciem strun uczuciowych, staje się triumfalnym wkroczeniem w świat poetyckiej zjawy[...]. Czytelnik przechodzi niejako osobiście wszystkie etapy tej wędrówki po krainie pamięci [...][35].

Wydanie tomiku Popiół i perły 1930 roku , zbiegło się z przyznaniem nagrody miasta Wilna im. Adama Mickiewicza za rok 1929. Wilno, jako historyczna stolica Litwy, centrum kulturalne, będące odniesieniem dla nieco prowincjonalnych miast inflanckich w XIX i na początku XX wieku, doceniło walory talentu poetyckiego Iłłakowiczówny. W ten sposób podkreślono zasługi poetki opiewającej ziemię kresową od Wilna do Mołodeczna za tomiki wcześniejsze takie jak: Płaczący ptak (1927) i Zwierciadło mocy. W "Przeglądzie literackim" napisano: tomiki " wskazują na okres dojrzałości talentu i pełnią żniwa tak bujnych kłosów poezji, wiązanych w snopy na naszych dalekich kresowych łanach."[36]


Przypisy

[1] Stefan Napierski, Mitologia cierpienia (O postawie poetyckiej Iłłakowiczówny)

[2] Zobacz wiersz Inwokacja, K. Iłłakowicz, Popiół i perły, Warszawa 1930, s.154

[3] Z wiersza Tamtejsze dzieci, W: Popiół i perły, Warszawa 1930, s.76.

[4] Matylda Wełna, Wierność życiu, s.5 i 16, W: Kazimiera Iłłakowiczówna, Poezje. Wybrała i wstępem opatrzyła Matylda Wełna, Lublin 1989.

[5] Pisano o tym w " Kobiecie współczesnej", Warszawa 1930, nr 8, s.5. "Bogactwo uczucia i fantazji stawiają Iłłakowiczównę na czele współczesnych poetów i poetek. Zdumiewająca jest bogata skala uczuć, których wyraz coraz to inny, znajdujemy w jej lirykach. O szerokości skali talentu autorki świadczą też jej prześliczne wiersze dla dzieci, tak znakomicie przystosowane do tkwiącej w duszy dziecka potrzeby poetyzowania życia otaczającego."

[6] "Kobieta współczesna" , op. cit.

[7] Józef Ratajczak, Lekcje u Iłłakowiczówny, Poznań 1987, s.8-9.

[8] Kazimiera Iłłakowicz, Niewczesne wynurzenia , Warszawa 1958, s.7-8.

[9] Tamże s.22.

[10] K Iłłakowiczówna , Popiół...., op. cit. s.26-27 ,.Zobacz: Józef Ratajczak, Lekcje.....,op. cit. s.29.

[11] "Przegląd Współczesny", Kraków 1931, t.37, R.X, nr 108, nr 144-145.

[12] K .Iłłakowiczóoowna, Popiół...., op. cit. s. 72.

[13] Stefania Podhorska Okołów, Popiół i perły, W: "Bluszcz" , Warszawa, 1930, nr 7, s.11.

[14] K. Iłłakowicz, Popiół, op. cit. s.46.

[15] Choć w "Czasie" wydawanym w Warszawie z 1930 roku, nr 76, napisano: "W otwierającym tom Dom nasz, dała poetka głęboko odczute, choć tu niekiedy wyjątkowo może zbyt rozlewne, wspomnienia z "kraju lat dziecięcych".

[16] Wiersz z tomiku K .Iłłakowiczówny, Popiół...,op.cit.,s.48.

Nad jeziorem - aleja lipowa:
tam mieszka Pani Piotrowiczowa.
Dwór miała rozłożysty, sad wielki i stromy,
kiedykolwiek się przyszło, zawsze była w domu:
nastawiała konfitur na białej serwecie
i mówiła " To dla was ,dzieci. Jedzcie....Jedzcie!"

[17] J.E. Skiwski, Poetka Gorzkich Uniesień, Kazimiera Iłłakowiczówna, Laureatka Nagrody Wilna, W: "Tygodnik Ilustrowany", Warszawa 1930, nr 11, s.205.

[18] "Przegląd Literacki", Warszawa 1930, nr 3, s.2.

[19] K. Iłłakowiczówna, Popiół ...., op. cit. s.32.

[20] Kazimiera Iłłakowicz, Niewczesne.... op. cit. s.5.

[21] K. Iłłakowicz, Popiół.... , op. cit. s.4.

[22] Wilhelm Szewczyk, Posłowie do Wierszy Wybranych K. Iłłakowiczówny, Łódź, Poznań 1949 , s.278.

[23] K. Iłłakowiczówna, Popiół...., op. cit., s. 37.

[24] K. Iłłakowicz, Trazymeński zając, op. cit. s.136.

[25] Tamże. s. 137

[26] Fraulein Ewlza Spalwink była pierwszą boną." Myślałam , że jest w moim życiu czymś wiecznym."- pisała Iłłakowiczówna we wspomnieniach. Z nią właśnie Iłła chodziła pracować na cmentarz. Zobacz: K. Iłłakowicz, Trazymeński zając....., op. cit., s.136

[27] Co wyraźnie widać w wierszu Poziomki, gdzie zamiast o poziomkach słychać i widać komary oczekujące na swój łup.

Dojrzewają jagody,
komary lecą od wody,
lecą chmurą, zbite w kupę,
lecą wężem, lecą słupem,
zwijają się wiankami, wiankami,
czekają na dziewczęta z dzbankami.

[28] K. Iłłakowiczówna , op. cit. s.138.

[29] Krzysztof Dybciak , op. cit. s.51.

[30] Podobne wrażenie robi proza Bolesława Limanowskiego, polityka, historyka i publicysty, urodzonego w powiecie dyneburskim, która opisuje ojczysty kraj z połowy XIX wieku. Wrażliwość na piękno krajobrazu widać w jego pamiętnikach. Częste podróże z domu do szkoły, czy na studia pozwoliły Limanowskiemu na poznanie ziemi łotewskiej, a kiedyś polskiej. Dużo miejsca poświęca opisowi Polaków , rodziny, ale wspomina także o innych mieszkańcach ziemi rodzinnej. Więcej zobacz u B. Limanowski, Pamiętniki (1835-1870), Warszawa 1937.

[31] Zwrócił na to uwagę również Krzysztof Dybciak , op. cit..s.54.

[32] K. Iłłakowiczówna , Niewczesne wynurzenia, op. cit., s.23.

[33] K. Iłłakowiczówna, Popiół....., op. cit, s.53

[34] K. Dybciak , op. cit. s.54.

[35] "Bluszcz" , op. cit. , s.10.

[36] "Przegląd Literacki", 1930, nr 3, s.2


Na zdjęciach:

  • Kazimiera Iłłakowiczówna (1892 - 1983) Fot. Nowa encyklopedia powszechna PWN, t. 3, W - wa 1997. 12)
  • Kazimiera Iłłakowiczówna obok swojej przybranej matki Zofii Zyberg Plater Bujnowej.
  • Kazimiera Iłłakowiczówna. Fotografia przekazana autorce pracy przez Krystynę Tomaszewicz Pfützner.

Nasz Czas 7/2003 (596)