Śladem naszych publikacji


Henryk Siemak

F. Ruszczyc - impresje powystawowe

Idźcie, wystawa skończona! Tak dziś można by było parafrazować zakończoną już w połowie grudnia ubiegłego roku wystawę dorobku artystycznego Ferdynanda Ruszczyca. Większość prac artysty pochodzi ze zbiorów muzeów polskich, lecz było tu kilka płócien pochodzących z Litwy. Te oczywiście możemy oglądać przy dobrej chęci chyba codziennie, lecz podstawowy dorobek mistrza, który był wystawiony w byłym Pałacu Radziwiłłów przy ul. Wileńskiej 22, jest chyba jedyną okazyjną wystawą, którą można było oglądać tylko raz w życiu.

Nie piszemy tu o życiu i działalności społecznej i pedagogicznej malarza, bowiem tygodnik "NCz" poświęcił temu wiele miejsca, podając obszerny tego zarys. Natomiast naszym zadaniem jest chociażby pobieżnie spróbować streścić to, o czym mówi wielki mistrz poprzez swe obrazy, jakie to prawdy nam ukazuje, nieraz ukryte w głębi naszej podświadomości, w uczuciach tylko ... Jakie myśli i emocje budzą te płótna, przecież chyba nikogo nie pozostawiając obojętnym. Czy po stu latach od stworzenia swych dzieł, Ruszczyc przemawia do nas, ludzi współczesnych, przemawia poprzez zaczarowane emocje swych niepowtarzalnych dramatycznych pejzaży? O czym on mówi rozumiemy - czy chcemy zrozumieć. Więc co mówi mistrz Ruszczyc? Dzieli nas całe stulecie - a jednocześnie Ruszczyc pozostaje niezwykle współczesny, bowiem stoimy wszakże i dziś przed odwiecznym dramatem istnienia, bytu i zdobywania chleba naszego powszechnego. Przecież i dziś faktycznie jesteśmy tymże "oraczem" na tejże Ziemi, chociaż zamiast ciężkiej sochy czy pługa mamy przed sobą "lekkie" komputery czy taśmowce przemysłowe. Lecz są to przeistoczenia czysto technologiczne, natomiast sens istnienia i walka o bytowanie pozostają bez zmian w swym niepojętym metafizycznym wymiarze... Jak i w czasach Ruszczyca zaczarowany wyrok losu ciąży nad nami, bowiem według niego żywioł przyrody a nie człowiek jest panem położenia - i jak tu nie wspomnieć jedną z mądrości biblijnych - wielu jest pozwanych, lecz mało wybranych.

Jednym z takich wybranych był właśnie Ferdynand Ruszczyc. Przyroda szczodrze obdarzyła go niezwykłym talentem odrębnego widzenia świata, które on przekazał nam i naszym przyszłym potomkom. Pisać o wielkich mistrzach tej miary co Ruszczyc, o ich twórczości artystycznej, a raczej podejmować tylko tego próbę, to zaledwie odkrycie rąbka tajemnicy ich filozofii widzenia świata, jak i świata wewnętrznego samego artysty, jest zadaniem trudnym i skomplikowanym. I chociaż każdy widz czy czytelnik ma swoje widzenie, interpretację tego czy innego dzieła sztuki - to każdy kto ogląda płótna Ruszczyca ma oczywiście Ruszczyca "swego". A więc wychodząc z tego założenia spróbujmy i my zrozumieć o czym mówi Ruszczyc, co widzimy w jego obrazach, które nikogo nie pozostawiają obojętnym. Jaka to była epoka, w której żył i tworzył, jakie były wówczas główne kierunki artystyczne, i jakich idei były one wyrazicielami? Spróbujmy porównać twórczość Ruszczyca z innymi mistrzami pędzla owego czasu. A był to przecież czas omalże bezwzględnego panowania w sztuce secesji, czyli "Art. Nouvelau", awangardowy ruch artystyczny z lat 1895 i prawie do pierwszej wojny światowej, obejmujący architekturę, sztukę użytkową oraz wytworzony przez nią swoisty styl ornamentacji o falistych liniach i motywach przeważnie roślinnych. Ów styl nowego modernizmu wybiegał wówczas daleko poza salony wyłącznie artystyczne, wdzierając się w życie społeczne i tworząc nowe kierunki myślenia bądź bytowania. Owe założenia artystyczne składające się z "czystego" estetyzmu i dekadansu "fiu de sieclu" czyli końca wieku skierowane były przeciwko akademizmowi i impresjonizmowi. A ich głównym dążeniem było stworzenie stylu niejako syntezy rozlicznych kierunków. Zaś Ferdynand Ruszczyc, będąc jednym ze słynnych mistrzów tejże secesji przez dramatyzm przyrody ukazywany w swym pejzażu, upatrywał przede wszystkim dramat człowieka. Pejzaż dramatyczny w obrazach Ruszczyca to oczekiwanie jakby zbliżającej się zgrozy, napięcia i fatalizmu ciążącego nad człowiekiem. I chociaż nie malował nigdy portretów, bynajmniej nie widzimy tu na wspomnianej wystawie żadnego, oprócz autoportretu, tylko pejzaże o różnych porach roku, przeważnie jesiennych o ciemnej kolorystyce barw, o światłocieniach zaiste rembrandtowskich. Pejzaże Ruszczyca zawsze wprawiają widza w zadumę, upatrujemy w nich myśl autorską wybiegającą daleko poza estetyzm sztuki czysto malarskiej. Ruszczyc tu jest daleki od wielkiego sentymentalizmu i ukazywania piękna przyrody tylko dla samego piękna czyli abstrakcji estetycznych. Przyroda według Ruszczyca to żywioł surowy i hardy, który rzuca wyzwanie człowiekowi, jakby wyzwanie do walki. I owe surowe i harde piękno bezpowrotnie pociąga widza, wprawia go w zadumę o jego miejscu na tej Ziemi, wśród tego zawsze chłodnego, zaiste ruszczycowskiego piękna dni wietrznych, gdzie wichura gna strzępy urwanych obłoków, jak to widzimy na obrazie "Wietrzny dzień", gdzie poprzez prostotę i monumentalność kompozycji, widzimy stary opuszczony dom gdzieś w czystym polu na tle przeciągającej się jesiennej burzy w groźnych podmuchach wiatru... "Być może należy w tym upatrywać alegorie starego odchodzącego już w niepamięć świata XIX wieku i nadciągania groźnego a nieznanego wieku XX-go? Być może ... Dorobek artystyczny Ruszczyca jest niezwykle obfity, zajmuje ok. kilka sal wystawowych tylko samych płócien rozlicznego formatu, nie mówiąc o pracach graficznych, scenografii do "Balladyny" Juliusza Słowackiego, "Wesela" i "Nocy listopadowej" Wyspiańskiego itd. Lecz i to dalece nie wszystko, bowiem bez wątpienia jakaś część dorobku znajduje się w rękach prywatnych, a także duży dorobek pozostaje dziś na Białorusi w Muzeum Państwowym Sztuk Pięknych, który nie był włączony do obecnej wystawy. A więc przechodzimy od obrazu do obrazu, nawet małe formy, etiudy uchwycone jakby przypadkiem, podpatrzone pod innym kątem, gdzieś z boku lub z tyłu są zawsze pełne impresji, napięcia wewnętrznego. Owe napięcie wewnętrzne i jednocześnie jakby zastygłość formy i tworzą tu zawsze Ruszczycową monumentalność tak wyróżniającą go spośród innych mistrzów tejże epoki secesyjnej. Oto stoimy przed głównym jego dziełem - monumentalnym obrazem "Ziemia". Płótno zostało stworzone w Bohdanowie w roku 1898 i ukazuje ono ziemię gdzieś w pobliskiej okolicy Bohdanowa. Gdyby Ruszczyc stworzył tylko owe jedyne płótno, pomijając cały pozostały dorobek twórczy, tego wystarczyłoby całkowicie by zasłużył na miano geniusza ... Ciemne bruzdy ziemi i na pierwszym planie w świetle gasnącego już dnia wczesnej jesieni, na pobliskim horyzoncie szara sylwetka oracza z podniesionym batem, poganiająca woły. Postać jakby wyrasta z ziemi i jednocześnie jakby w nią wrasta - i nie dane mu, oraczowi nigdy oderwać się od Ziemi - ziemi żywicielski i Ziemi, której oddaje on swój trud powszechny, odwieczny. Sylwetka starego oracza jakby na wieki zawisła między Ziemią a Niebem, widzimy tu wysokie niebo w postaci szarego kłębiącego się majestatycznego obłoku - symbolu Losu odwiecznie ciążącego nad człowiekiem ... oracz jakby na wieki zastygł w swej postaci z sochą i podniesionym batem, nie ma tu dynamiki ruchu - czyli tak wiecznie z pokolenia na pokolenie było i tak trwać będzie w swym tragicznym przeznaczeniu. Bowiem upatrujemy tu główny motyw "Ziemi" jako filozofię istnienia jednostki ludzkiej, zmaganie się z jego własnym a odwiecznym metafizycznym losem, któremu to wypadło żyć, zmagać się i harować na tym padole trudu i namiętności ... Mistrz jest tu nie tylko realistą, ale i pesymistą - wysokie niebo o majestatycznym obłoku i ciemna ociężała ziemia jakby wzajemnie przygniatają znikomą na tym tle sylwetkę strudzonego człowieka nie pozostawiając mu nawet nadziei. I jak tu nie wspomnieć o mądrości biblijnej - z prochu powstałeś i w proch się obrócisz... Ale przechodzimy do innego dzieła Ruszczyca - "Emigranci", bowiem te dwa obrazy mają ze sobą bez wątpienia ścisłe powiązanie jak pod względem idei tak i miejsca powstania - Bohdanowo i okolice - a i w czasie tymże samym, koniec wieku XIX-go. Wpatrujemy się w jesienną szarugę - i znowu wysokie niebo zasłonięte szarą tęczą, szerokie smugi chłodnego deszczu niemiłosiernie smagają drobne sylwetki grupy ludzi brnące po błotnistej drodze pośród wysokich brzóz obsadzających trakt, wiodący gdzieś na stację kolejową. Nieubłagalny los w postaci nieprzyjaznej a nawet wrogiej przyrody goni marne sylwetki uchodźców, które znów na tle monumentalnej i groźnej przyrody wyglądają zaledwie tylko naszkicowaną przez mistrza masą, gdzie nie występuje indywidualność. Czyli dostrzegamy tu symbole zbiorowej biedy, niejakiej tragedii społecznej, przed którą szukają dróg ratunku uciekinierzy, idąc gdzieś w nieznane, gdzieś za ocean. Nie powrócą oni już nigdy do rodzinnych stron, roztopią się w innym daleko nieprzyjaznym świecie, bowiem czekają ich taśmowce wielkich fabryk lub plantacje kawy... A więc jak i oracza z "Ziemi" ich los jest już przesądzony i tu jak i w "Ziemi" dominuje przyrodzie jej groźny żywioł, który jakby określa los i przeznaczenie człowieka.

Niepodobna opisać każdy obraz, każde dzieło. Ale oto widzimy nieduże płótno ukazujące staropolski dworek szlachecki wśród drzew o późnej wieczorowej porze. Kontrastowe światłociemne blaski i cienie spadające na dworek pogrążający się w trwogę nocy. Nie nocna cisza i spokój oczekują ten dworek - być może tej nocy napadną go bandyci z burzliwych lat 1905 - 1907, być może już w "naszych" czasach, roku 1940 należy oczekiwać najazdu sowieckiego NKWD i wywózki jego mieszkańców na Syberię jako wrogów ludu pracującego lub do Katynia, Starobielska... Ileż to takich dworków oczekiwało w owe tragiczne dni i noce i ilu poszło w niepamięć - i "przeistoczyło się w pył obozowy"... A więc Ruszczyc jakby przemawia i dzisiaj - z pozycji przełomu wieków XIX i XX mógł być odczuwany tylko podświadomie. O ile historia zawsze zatacza swe koło, to ten, kto nie nauczył się lekcji historii jest zmuszony je powtarzać ... Właśnie o tym mówi mistrz Ruszczyc wychodząc poza ramy sztuki czysto artystycznej. Lecz dziś, po upływie stu lat od czasu stworzenia swych genialnych dzieł artystycznych przemawia on niekiedy w pustkę, pustkę duchową współczesnego człowieka.

Dramat człowieka, który Ruszczyc widział i zapewne podświadomie przeniósł na płótno jako swój ulubiony pejzaż dramatyczny, nie był tylko przypadkiem ... Niebezpieczne tendencje socjalne jak powszechna obłuda, przeważnie w sferach ówczesnego mieszczaństwa, wyzysk człowieka w przemyśle dosłownie jako przedmiotu, bieda i ciężkie harowanie na roli w owym czasie, czyli przełomie wiekowym bez wątpienia stwarzały sytuację kryzysu ducha i upadku wartości człowieczeństwa. Co ze swej strony i zrodziło dekadentyzm, czyli dekadens w świecie ówczesnej kultury i sztuki. O fałszu, upadku moralności i obłudnych a patetycznych frazesach pisała wówczas Gabriela Zapolska w swych dramatach i powieściach jak "Moralność pani Dulskiej", czy "Kaśka Kariatyda". Natomiast pejzaż dramatyczny Ruszczyca owego czasu ukazywał ze swej strony jakby nadciągającą zgrozę, oczekiwanie jakiegoś niepojętego tragizmu.

W pejzażach tych przeważnie dominują zmienna pora roku - ni to jesień ni to wiosna, motyw szybkiego przemijania o chłodnym przenikliwym wietrze, przy tym niejakie połączenie statycznej formy a jednocześnie mknący podmuch wiatru, który gdzieś goni urwane strzępy obłoków, stwarza paradoksalne wrażenie. Wrażenie czegoś niezwykłego w zjawiskach przecież na ogół widzianych codziennie... Czyżby w zjawiskach przyrody tak przecież niezwykle widzianych przez mistrza Ruszczyca, była to podświadoma zapowiedź przyszłych tragedii a faktycznie Apokalipsis pierwszej połowy wieku XX-go? Tego nie wiemy, lecz z pozycji doświadczeń dnia dzisiejszego możemy snuć takie przypuszczenia.

Nasz Czas 7/2003 (596)