Naczelny ma głos


Nie ulec i nie pozwolić zakuć myśli

W dzisiejszym "Czasie" poruszamy aż trzy tematy. Pierwszy autorstwa Agnieszki Durejko, poświęcony fragmentom życia polskiej poetki Kazimiery Iłłakiewiczówny, naszej rodaczki, najwybitniejszej polskiej poetki pokolenia po pierwszej wojnie światowej, pierwszej laureatki nagrody literackiej Wilna , sekretarki Józefa Piłsudskiego od zamachu stanu w roku 1926 aż do Jego śmierci w roku 1935. Miła Iłła - postać wybitna i niezwykła, nasza wileńska kresowa dusza, dziś bezpodstawnie zapomniana. Gdyby ktoś z naszych Czytelników zechciał opublikować opracowania dotyczące innych okresów jej życia, dorobku i działalności - serdecznie zapraszamy na nasze skromne łamy.

W swoich wspomnieniach Kazimiera Iłłakiewiczówna odnotowała, że po zamachu stanu w roku 1926 oświadczyła swemu przełożonemu Józefowi Piłsudskiemu, że ma zamiar odejść, bo się w zasadniczy sposób zmieniła. Marszałek podnosi na nią siwe, przekrwawione oczy i pyta z kresowym acentem:

- A jakaż ty jesteś?
- Ja, panie Marszałku, jestem konserwatystką.
- Proszę! I od kiedyż to?
- Od trzech dni, od czasu kiedy uzbrojeni cywile biegają po wszystkich ulicach Warszawy! I ja nie znoszę "Głosu Prawdy" ani "Kuriera Porannego", a czytam tylko "Słowo" wileńskie.
- Toż i ja czytam "Słowo" - powiedział pojednawczo p. Marszałek...
(Stanisław Mackiewicz Cat. Klucz do Piłsudskiego. Iskry. W-wa 1992).

Właśnie w szacunku do legendarnego "Słowa" i jej niezmiennego twórcy - redaktora naczelnego Stanisława Mackiewicza (Cata), którego trudem powstało te nie mające sobie równych pismo, zamieszczamy dziś w rocznicę Jego śmierci artykuł córki Aleksandry Niemczykowej, będący epilogiem książki Jego autorstwa "Myśl w obcęgach". Niech tytuł i treść dzieła, opisujący antykulturową formę sowieckiego niewolnictwa, będzie również przypomnieniem niedawno minionego czasu i przestrogą dla niektórych działaczy z myślą, że goła propaganda, wsparta zastraszaniem i moralnym terrorem - nie ma przyszłości. Bo "nie można przecież przypuścić, że długo może istnieć społeczeństwo karmione wyłącznie morfiną" (Cat).

I temat trzeci - to interesująca publikacja urodzonego wilnianina Władysława Korowajczyka o naukowcach z USB, którzy wsparli powstanie Łódzkich wyższych uczelni.

Tradycyjnie od kilku lat przedstawiamy sylwetki ludzi przedsiębiorczych, którzy wysiłkiem własnym tworzą miejsca pracy dla siebie i otoczenia, co pozwala całej grupie osób żyć godnie. Dziś o młodej rodzinie .Eryka i Natalii Bandalewiczów, poszukującej sobie w trudzie sposobu na życie. Życzymy, aby się im powiodło.

Inna rzecz, że ten ich i wielu innych trud mógł być mniej uciążliwy, mniej energochłonny, gdyby politycy nie na słowach, a na rzeczy samej zaczęli wspierać drobnego i średniego przedsiębiorcę, co sprzyjałoby nie tylko rozwojowi gospodarczemu, ale i pilnie potrzebnej demokratyzacji życia publicznego, duszonej przez oligarchów, korupcję, układy i koligacje. W tak niedużym państwie jak Litwa - gdyby tak odrobinę więcej dobrej woli, odrobinę więcej zrozumienia i solidarności społecznej między żyjącym ponad stan urzędnikiem i z trudem wiążącym koniec z końcem obywatelem - mogłoby być jednak lepiej.

Od kilku numerów ogłaszamy informację o założeniu Fundacji "Zbiory Wileńskie", mającej w zamiarze dokumentowanie życia i dorobku synów i córek Ziemi Wileńskiej mieszkających tu i rozproszonych po świecie. Zachęcamy więc do współpracy.

Zbliżające się wydanie już 600 jubileuszowego numeru pozwala na pewne podsumowanie. Mimo piętrzących się problemów finansowych i pewnych niewygód, dostarczanych nam przez nieuczciwych oponentów, zasypujących różne instytucje w Polsce(?!), zgodnie z ich trybem myślenia i działania, niezliczonymi nieżyczliwymi listami, dane nam było zrobić, napisać i udokumentować sporo. I nie tylko w wydawniczym dziele. Nie każdy już dziś uwierzy, że jeszcze "w międzyczasie" w zasadzie ten sam zespół organizował budowę bądź adaptację w Wilnie i okolicy czterech Domów Polskich, realizując wiele innych inicjatyw. A ile jeszcze uda się zrobić - pokaże przyszłość.

Gdyby tak się jednak stało, że bylibyśmy zmuszeni zrobić pewną przerwę w wydawaniu "papierowej" wersji pisma, za co Czytelników z góry serdecznie przepraszamy, proszę nas nadal czytać w wersji internetowej. I niech nam wszystkim nigdy nie zabraknie odwagi i optymizmu w działaniu oraz poczucia obowiązku wobec naszej małej jedynej ojczyzny - Ziemi Wileńskiej.

Ryszard Maciejkianiec

Nasz Czas 7/2003 (596)